Najlepsze miejsce, by odetchnąć od zgiełku miasta. A o zachodzie słońca, gdy w Płocku zapalają się światła, przed gośćmi otwiera się barwna sceneria rozświetlonego mostu i naprzeciwległego brzegu rzeki.
Hotelowa restauracja specjalizuje się w tradycyjnej kuchni polskiej, jak i potrawach kuchni europejskiej.
Lokal może zdobyć uznanie dzięki sympatycznej obsłudze i kucharzowi, śmiało łączącemu smakowite i kolorowe składniki dań. Porcje obfite, gustownie i elegancko podane.
Dwa razy obiad
W przytulnym wnętrzu byłam dwa razy, dzieląc wizyty na zimową i letnią.
Zima. Po krzątaninie zamarzniętymi uliczkami Płocka miałam ochotę na obiad prosty, a zarazem kryjący w sobie wiele składników. Mój wybór padł na piersi kurczaka marynowane w sosie jogurtowym z podsmażanymi warzywami i risotto z suszonymi pomidorami. Danie łączące lekkie mięso, warzywa i tradycyjną włoską potrawę.
W blasku świecy, po ok. 20 min na ogromnym talerzu pojawiła się przede mną pachnąca kulinarna mozaika. Jaki wygląd taki smak. Kawałki lekko przypieczonego z zewnątrz kurczaka w środku kryły rozkosze soczystego, miękkiego mięsa. Okrywający je muślinowy sos lekko drażnił podniebienie wyraźnie kwaskowatą nutą. Ryż użyty do risotto był odpowiedniego gatunku i wchłonął aromatyczny warzywny płyn, w którym się gotował. Ziarenka były al dente i doskonale doprawione przyprawami.
Gotowane warzywa w składzie: fasolka szparagowa, karotka i różyczka kalafiora zaskoczyły mnie jędrnością, żywością kolorów i subtelnym smakiem.
Danie pyszne i godne polecenia.
Lato. Po kilkugodzinnym spacerze po płockim molo i nadwiślańskim bulwarze, podziwianiu panoramy miasta, rzucony czar Starzyńskiego kusił na następną kulinarną przygodę.
Z menu, z takimi pozycjami, jak m.in.: stek z borowikami i ziemniakami zapiekanymi z boczkiem, stek w sosie pieprzowym z pieczarkami z rusztu i frytkami, pikantny rumsztyk po argentyńsku z panierowaną cebulą i pieczonymi ziemniakami z sosem z bazylii i chilli, sznycel z indyka z serem i sosem z kalarepy wraz z faszerowanymi serem pieczarkami i krokietami, pierś z grilla z pieczarkami i cukinią z zapiekanymi ziemniakami, kotlet „de Volaile” z frytkami, pieczone piersi kacze w sosie z czerwonego wina z owocami i makaronem z brokułami w sosie śmietanowo - winnym, kotlet schabowy z frytkami, karkówka z grilla z fasolką szparagową i boczkiem wraz z krokietami, pieczona golonka z kapustą z fasolą i ziemniakami z boczkiem – wytypowałam polędwiczkę nadziewaną śliwkami i jabłkami w sosie winnym z jabłkami smażonymi w Calvadosie wraz z krokietami. Poprosiłam także o zupę z borowików zapiekaną z serem.
W oczekiwaniu na danie, z deptaku biegnącego wzdłuż restauracyjnego letniego tarasu mogłam jeszcze raz rzucić okiem na uroczą panoramę Wisły i jej lewobrzeżny Płock.
Po krótkiej chwili w dużej czarce zaserwowano zupę borowikową. Niestety zupa okazała się totalnym niewypałem. Zamiast spodziewanych pachnących kawałków grzybów pływających w wykwintnym wywarze z odrobiną śmietany i delikatnymi nitkami zapiekanego sera, podano mi papkę z torebki ze specyficznie pachnącym suszem warzywnym i drobnymi gwiazdeczkami makaronu. Zawiesinę przykryto grubą warstwą ciągnącego się niemiłosiernie żółtego sera posypanego grzankami z białego chleba. Zrobiło mi się autentycznie przykro, bo przecież po ostatnim dobrym doświadczeniu nie spodziewałam się tak niemiłej niespodzianki, i to za niemałe pieniądze, bo za 16 zł.
Z niejakim strachem myślałam, co mnie czeka po przyniesieniu drugiego dania. Wreszcie jest. Przyjrzałam się polędwiczkom bardzo uważnie i ostrożnie przystąpiłam do degustacji. Pierwszy, drugi i następne kęsy odniosły pozytywne wrażenia smakowe. Moje podniebienie rozkoszowało się delikatnym mięsem polanym nietypowym kwaskowatym sosem o lekkim zapachu karmelu. Wyborna pierzynka z lekko ostrego sera, na której ułożono polędwiczki doskonale harmonizowała ze smażonymi ćwiartkami jabłek. Sos na bazie Calvadosu sprawił, że kompozycja była wytrawna o wyraźnym jabłkowym bukiecie. Zawiodły mnie tylko śliwki. Spodziewałam się rzeczywiście śliwek albo w syropie własnym, albo przynajmniej suszonych. Zamiast nich, środki polędwiczek były wypełnione śliwkową mazią, aczkolwiek dobrą. Do negatywnej strony dania zaliczyłabym jeszcze krokiety. Kuleczki ziemniaczane miały tak mocno spieczoną skórkę, że wymagały niemałej akrobatycznej sprawności, aby je nakłuć na widelec.
Reasumując. Podczas moich dwóch wizyt w restauracji, główni bohaterowie – potrawy zostały potraktowane i wyśmienicie, i po partacku (zupa borowikowa). Mam nadzieję, że był to jednorazowy wybryk, którego następni klienci już nie doświadczą.
W galerii - zdjęcia z deptaku biegnącego wzdłuż restauracji.