W środku
Niepozorny budynek z odważnym jeźdźcem jako reklamą sprawiły, że z ciekawością przekroczyłam próg restauracji.
Skrzypnięcie drewnianych drzwi oznajmiło moje przybycie. Wzrokiem oplotłam wnętrze i to, co mieli na stołach siedzący przy nich goście.
Widok talerzy z zawartością zadziałał zachęcająco. Ogromne, z dużymi porcjami dań prezentowały się wyjątkowo apetycznie. Ich obrazki zaintrygowały mnie do tego stopnia, że sięgnęłam po kartę dań. Gruba, w gustownej skórzanej oprawie zawierała pozycje o wiele obiecujących po sobie nazwach i … niezmiernie długiej liście naleśników.
Musiałam podjąć decyzję. Jaką? A jakąż by inną w takich okolicznościach? Zajęłam miejsce przy stole. Co zamówić – tu pojawił się dylemat. Z mnogości potraw nie wiedziałam na co się zdecydować. Wszystkiego chciałam spróbować. Miałam trudny wybór między: zupami (m.in.: ułańska, borowikowa, flaki na rosole, pomidorowa, barszczyk czerwony z uszkami albo z krokietami z mięsem), a daniami głównymi (np.: schab słoneczny, kieszeń szefowej, polędwiczki w sosie borowikowym, golonka wieprzowa bez kości gotowana albo pieczona, świeżonka, placki ziemniaczane ze śmietaną, pierogi: z mięsem, z serem polane śmietaną, ze szpinakiem i fetą), albo daniami z drobiu (np.: kotlet drobiowy rumiany w jajku i bułce lub w płatkach kukurydzianych, de volaille ze szpinakiem i fetą, wątróbka drobiowa z cebulą i na słodko), bądź daniami rybnymi (pstrąg, łosoś, halibut, dorsz), a także sałatkami (z kurczakiem grillowanym, egzotyczna, wiejską, grecką), a może daniami z grilla (filet drobiowy, polędwiczki wieprzowe, polędwiczki w sosie wiśniowym lub z kurkami), również pizzami (13 rodzai), i wreszcie naleśnikami - ok. 40 pozycji: na słodko, mięsne, wegetariańskie.
Stanęło na wątróbce drobiowej (22 zł/350g), a na deser - zamiast pozycji z listy deserów - naleśnik migdałowy (twarożek waniliowy, migdały, jabłko prażone, cukier puder – 20 zł).
Ale przedtem obowiązkowo kawa. Podana w wysokiej szklance z gałką lodów bakaliowych okazała się nieziemsko pyszna. Delektując się nią łyk po łyku, spokojnie przyglądałam się wnętrzu.
Niewielkie, na kilka stolików miało na końcu sali za kredensem wydzielone miejsce, gdzie mogło za stołem zasiąść więcej osób. Pomieszczenie kryło w sobie tyle ciepła, uroku i pomysłów na wystrój, że chyba nie sprostam ich wymienić. Wspomnę tylko o niektórych. Ładne, ręcznie szydełkowane firany w oknach. Spoglądając na nie od razu poczułam się jak w domu, jak u mamy. Kobiety, która kochała piękne, naturalne przedmioty. Rzeczy, którymi zdobiła dom ku uciesze domowników i gości. A były to cacka niespotykane, jednorazowe. I nieważne, czy wykonały je spracowane ręce gospodyni domowej czy wytrawnej koronkarki lub hafciarki, zdolnego chłopa czy wytrawnego malarza bądź rzeźbiarza. Ważne, że były czyjąś pasją, wyrażały przeżycia i odzwierciedlały artystyczną duszę. Ważne, że zachwycały każdego.
Tak też było i tutaj. W zgromadzonych w gościńcu przedmiotach odnalazłam kunszt pracy zarówno rzemieślniczej, jak i dekoratorskiej. Na niewielkiej powierzchni znalazły swoje miejsce i meble, i obrazy, i makatki, i naczynia, i lampy. Nie zabrakło też akcentów zabytkowych – rzeczy, które niegdyś stanowiły wyposażenie w dawnych domach.
Swojska kuchnia
W takiej przytulnej atmosferze pojawiła się przede mną na stole wątróbka. Wielki talerz, pokaźna porcja. Z mojej piersi, niczym z ułańskiej, wyrwał się okrzyk: mam to wszystko zjeść?! Bo oprócz podrobów zamówiłam jeszcze buraczki na ciepło i ziemniaki z wody. No, ale przecież nie mogłam okazać się tchórzem i musiałam sprostać ułańskiemu wyzwaniu. Dam radę - postanowiłam. Odważnie zabrałam się za konsumpcję.
Wątróbka – no cóż… Myślicie, że teraz będzie źle? Nic podobnego. Takiej nie jadłam, nie wdając się w szczegóły, od dawna. I nie chodzi tutaj tylko o smak samej wątróbki, która rozpływała się w ustach i nie miała wcale tego charakterystycznego posmaku, ale o dodatki. Pyszne, aromatyczne: śliwki suszone, jędrne lekko przysmażone cząstki jabłek nie tylko zdobiły potrawę, ale i świetnie ją dopełniały decydując o wykwintności prostego dania. Ziemniaki i dobrze doprawione buraczki – po prostu nasze zwykłe warzywa, a przyrządzone z najwyższą klasą. Ich zapach i smak mogłyby prześcigać najbardziej wyszukane przystawki.
Na tym właściwie mogłabym już zakończyć. Ale wspomnę jeszcze o naleśnikowym deserze. Kucharz zaskoczył mnie całkowicie. Smakowite ciasto uzupełnione serkiem i dodatkami zawierało całą ułańską fantazję. Zabawiło moje podniebienie grą aromatów i wykwintnością. Jedząc, doskonale się bawiłam. Żałowałam tylko, że po obfitym obiedzie zamówiłam tylko pół porcji. Ale może na całe szczęście? Bo w miarę jedzenia apetyt wzrastał, co mogłoby skończyć się dla mnie wielkim obżarstwem.
Moja ocena na liście rankingowej restauracji w Polsce to: 8,0.
Łączna nota (z trzech wizyt - ostatnia w grudniu 2016r. - recenzja tutaj: Gościniec Ułański, pewny punkt na gastronomicznej mapie kraju) na liście rankingowej restauracji w Polsce to: 9,1.
Przeczytaj także:
- Maurzyce – skansen dawnej wsi łowickiej
- Most w Maurzycach – światowa perła
- Spacerkiem po Starym Rynku w Łowiczu (Łódzkie)
- Zamek w Oporowie – piękna rycerska rezydencja obronna
- Relaks w środku nowej Europy - Aquapark Kutno, woj. łódzkie