Piwo Świdnickie i Baran
Jęczmienne piwo Świdnickie w XV wieku było najpopularniejszym napojem w tej części Europy. Większe miasta, jak Wrocław, utrzymywały w Świdnicy stałych kupców, a w ich „Piwnicach Świdnickich” oprócz wyszynku piwa znajdowały się również punkty składowania tego trunku, przeznaczonego do dalszej dystrybucji. Podawano je także we wrocławskiej piwnicy ratuszowej.
W drugiej połowie XVI wieku, we Wrocławiu zaczęto warzyć piwo pszeniczne o nazwie Baran. Nowe piwo szybko wyparło piwo Świdnickie z rynku, a także z Piwnicy.
Cenione do tej pory piwo jęczmienne wyszło całkowicie z mody z końcem XVI wieku.
Biały Baran
Będąc gościem Piwnicy nie mogłam sobie odmówić skosztowania Białego Barana – piwa warzonego na specjalne zamówienie według historycznej receptury.
Zaserwowane w małej szklance piwo było przejrzyste, o miodowo-złotej barwie. Wierzch przykrywała obfita piana. Dosyć lekkie, odpowiednio nagazowane. O przyjemnym smaku, z lekką goryczką. Zapach bardzo świeży i orzeźwiający, z nutą pszenicy. Smaczne, niezbyt mocne.
Stare wnętrza
Kiedyś wystrój Piwnicy był raczej skromny - tynkowane ściany, proste ławy i stoły. Charakter wnętrz nie uległ zmianie aż do połowy XIX w. Pierwsza gruntowna przebudowa nastąpiła w 1904 r. i wystrój zmieniono na secesyjny. Stworzono wtedy zaplecze kuchenne i założono oświetlenie elektryczne. Podczas kolejnego remontu w 1936 r. nowy wystrój wnętrz upodobnił Piwnicę do wielu innych piwiarni i winiarni na terenie Niemiec. Po II wojnie światowej, choć Piwnica nie uległa w czasie jej trwania większym zniszczeniom, całe jej wyposażenie znikło i zmienił się jej charakter: zaadoptowano ją na klub młodzieży pracującej. Powstała sala kinowa, restauracja, kawiarnia i salon gier. Część sal wykorzystywana była na cele wystawowe.
Powrót do tradycji
W 1996 roku zaczęto jeden z najbardziej gruntownych remontów przeprowadzonych na przestrzeni 730-letniej historii Piwnicy Świdnickiej. Obecnie Piwnica, tak jak przed wiekami pełni swoją tradycyjną rolę reprezentacyjnej "gospody miejskiej" (cellario civitatis).
W jej dziewięciu salach konsumpcyjnych jest 380 miejsc. Każda z nich jest inna. Sale różnią się nie tylko powierzchnią, ale i wystrojem. Począwszy od przedsionka Piwnicy, którego wnętrze rozjaśniają duże szklane drzwi umieszczone w połowie kamiennych schodów prowadzących do podziemia, przez obszerną prostokątną salę - niezwykle kolorową, z prostymi ławami, rzeźbieniami i żyrandolem z herbem Rady Miejskiej, aż po wytworną salę z wysokimi fotelami, złoconymi żyrandolami i ściennymi polichromiami ze scenami zaczerpniętymi ze średniowiecznych gobelinów. Wszystkie izby są unikalne, a ich nazwy nawiązują do czasów, kiedy użytkownicy Piwnicy zajmowali w niej ściśle określone miejsca - zgodnie z ich pozycją społeczną – np.: ławników, hanzy, książęca czy rajców. Są też inne. Jest Beczka z zacisznym wnętrzem ozdobionym późnorenesansowymi stołami i ławami oraz żyrandolami z orłami czy Loch – niewielka sala z kopią gobelinu ze scenami pasterskimi. Jest też sala o wystroju klubowym, w której odbywają się koncerty pianistyczne.
Na obiad
Kuchnia Piwnicy Świdnickiej to głównie tradycyjne polskie potrawy. Menu dosyć bogate, zarówno pod względem propozycji dań , jak i cen. Dla przykładu: sałatki (3 rodzaje: z serem, z kurczakiem grillowanym, z warzyw grillowanych) od 22 zł do 28 zł/porcja, zupy (barszcz czysty, cebulowa, oliwkowa, rybna, gulaszowa) od 12 zł do 26 zł/porcja, zestawy dań głównych rybnych (smażony filet z soli, stek z łososia pod ziołowym marscapone, sandacz w sosie śmietanowym, pstrąg górski z grilla) od 38 zł do 45 zł. Aby było tradycyjnie i po polsku - zamówiłam żurek w chlebie (14 zł/300g).
Dosyć trudną w wykonaniu zupę podano dosyć szybko – za ok. 15 min, które minęło na sympatycznej konwersacji z obsługą i fotografowaniu wnętrz.
Cieplutki chlebek był apetyczny i chrupiący, bo zupa do niego wlana była nie gorąca, co by mogło spowodować jego szybkie namoczenie, tylko lekko przestudzona. Żurek przyrządzono na własnej roboty zakwasie ze wszystkim przyprawami i dodatkami, które decydują o jego znakomitym smaku. Były więc: grzybki suszone, ziele angielskie, listki laurowe, majeranek, sól i pieprz, czosnek, chrzan, ugotowane biała kiełbasa i na twardo jajka. Zupa była bardzo gęsta, zabielona śmietaną.
Drugie danie mogłam więc wybrać mniej treściwe. Zaproponowano mi lekką sałatkę z sosem winegret. W zaserwowanej porcji wszystko było dobre (sałata lodowa, ogórki zielone, niebieska cebula, świeża papryka czerwona) oprócz …sosu winegret, na którym się tutaj widać nie znają. Bo sos winegret to mieszanka: musztardy, soku z cytryny, cukru, ziół (bazylii, tymianku) i oliwy, a przynajmniej: oleju, octu, soli i pieprzu – a nie tak jak było w tym przypadku – sam olej. Nawet doprawienie sokiem z poproszonej przeze mnie cytryny też nie poprawiło smaku sałatki.
Historyczne wnętrza, tradycyjny żurek, dobre piwo, miła obsługa – oto obraz Piwnicy Świdnickiej, który zachowam w pamięci. A olej zamiast sosu winegret w sałatce przypisuję jednorazowemu - mam nadzieję - potknięciu szefa kuchni.
Moja ocena na liście rankingowej restauracji w Polsce to: 6,0.
Przeczytaj także: