Muzeum to pięć ekspozycji:
- Pokój życia (biografie świętego, począwszy od dzieciństwa po śmierć w oświęcimskim obozie),
- Pokój myśli i duchowości (ekspozycje myśli i aforyzmów o. Kolbe oraz wystawa rzeźb, wykonanych na konkurs ogłoszony w związku ze stuleciem jego urodzin),
- Kuchnia z wystawą mebli i sprzętów gospodarstwa domowego, pochodzących z końca XIX wieku,
- Pokój historii (w nim między innymi obraz dawnej Zduńskiej Woli, ekspozycja fotografii, widokówek, obrazów oraz maszyn i narzędzi tkackich),
- Pokój narodzin (wyposażony w dawne sprzęty i meble).
Matka męczennika
Przed odwiedzeniem Domu Urodzin św. Maksymiliana zwiedziłam Muzeum Historii Miasta Zduńska Wola (relacja jest tutaj: Muzeum Historii Miasta Zduńska Wola). W muzeum kupiłam książkę „Matka męczennika - poruszająca opowieść o Mariannie Kolbe” autorstwa Natalii Budzyńskiej.
Książka Budzyńskiej to nie tylko przedstawienie życia Marianny Kolbe i jej rodziny, ale przede wszystkim naświetlenie sytuacji społeczno-politycznej końca XIX i początku XX wieku w miastach tworzących się wokół fabryk w Królestwie Polskim.
Opracowania tego nie można jednak nabyć w Domu Urodzin Maksymiliana Kolbego, gdyż uważa się tutaj, że książka ta nie jest rzetelnym źródłem informacji.
Trudno mi oceniać, czy jest rzetelnym źródłem czy nie. Dla mnie była frapującą lekturą, bardzo pomocną w poznawaniu historii naszego kraju.
Na stronie: http://www.niedziela.pl/artykul/24109/Matka-meczennika---ukazala-sie-biografia (aw / Warszawa / KAI) natrafiłam na recenzję, która w pełni oddaje to, czego dowiedziałam się o Mariannie i jej rodzinie:
Natalia Budzyńska z pietyzmem wydobyła wszystkie fakty - wspomnienia, świadectwa, korespondencję, źródła historyczne - żeby zrekonstruować życie matki św. Maksymiliana i życie rodziny, w której się wychował. Odtworzenie życia córki i żony tkaczy nie było zadaniem łatwym. Niewiele wiadomo o jej dzieciństwie i wczesnej młodości, więcej informacji czytelnik otrzymuje w częściach, opisujących jej dorosłe życie od chwili zamążpójścia.
"Ja jednak zawsze czułam się niezdolną być dobrą żoną i matką" - wyznała pod koniec życia Marianna Kolbowa. Urodzona w 1870 r. Marianna Dąbrowska, dziesiąte dziecko w rodzinie, marzyła o życiu zakonnym. To pragnienie nigdy jej nie opuściło i wpłynęło na późniejsze życiowe wybory nawet gdy wyszła za mąż za Juliusza Kolbego. Z książki Budzyńskiej można wywnioskować, że nie zaakceptowała w pełni swojego świeckiego powołania. Wraz z mężem pracowała w warsztatach tkackich, była też akuszerką. Urodziła pięciu synów, dwóch z nich zmarło w dzieciństwie. Pozostali - najstarszy Franciszek, choć był przeznaczony przez nią "na księdza" założył rodzinę, młodsi synowie - Rajmund i Józef - wstąpili do Zakonu Franciszkanów i przyjęli święcenia.
Niepogodzona ze swoim losem ponad czterdziestoletnia Marianna zaproponowała mężowi rozejście i podjęcie życia w czystości, po czym szukała dla siebie miejsca w klasztorze, które znalazła ostatecznie u sióstr felicjanek na Smoleńsku w Krakowie. W klasztorze była cenioną, słynącą z rzetelności "panią na posyłki", była furtianką, zaopatrzeniowcem, kolejne przełożone nawet nie wymagały od niej szczegółowych rachunków. Pomagała nie tylko w dobrym funkcjonowaniu klasztoru, ale także okolicznym ubogim, była powiernicą nowicjuszek, w czasie okupacji zajmowała się uchodźcami. Modliła się całymi dniami i realizowała ideał franciszkańskiego ubóstwa, nie miała majątku. Z dumą śledziła dynamiczną działalność swoich synów - zakonników, zwłaszcza na polu mediów katolickich, rozprowadzała w Krakowie "Rycerza Niepokalanej".
O wiele gorzej w nowych warunkach odnalazł się jej mąż, Julian, który nie potrafił przyzwyczaić się do braku rodziny i wędrował po kolejnych miastach, imając się rozmaitych zajęć. Zdaniem autorki był to pierwszy krok ku destabilizacji, która doprowadziła do tego, że jedyna wnuczka Marianny się rozwodzi, a jej prawnuczka była nałogową alkoholiczką i narkomanką i zmarła w sile wieku - mając 47 lat. Gdyż niosła w sobie rodzinną dysfunkcję i jej owoce: brak poczucia stabilności, odrzucenia, brak oparcia.
Marianna straciła wszystkich bliskich - męża Juliusza w zawierusze I wojny światowej, najmłodszego syna Józefa, w zakonie o. Alfonsa, który zmarł po perforacji wyrostka robaczkowego, Rajmunda - Maksymiliana, męczennika Auschwitz. Pierworodny, Franciszek, także był męczennikiem - zginął w KL Mittelblau, kolejnym miejscu uwięzienia, do którego się dostał z powodu aktywnej działalności w AK w okręgu zduńskowolskim.
Sytuację polityczno-społeczną czasów, o której wspomniałam, obrazuje m.in. zacytowany przez Budzyńską tekst Bolesława Prusa, który w 1877 roku w „Kurierze Warszawskim” tak pisał: „A gdy wybije godzina bezrobocia – mrą z głodu bez żadnej z figur retorycznych. Zjawisko podobne ma obecnie miejsce w Zduńskiej Woli i jej okolicach. Skutkiem ogólnej stagnacji liczba robotników pracujących w fabrykach z 2000 spadła do 500, a tygodniowe zarobki z 2 rubli 50 kopiejek zmniejszyły się do 80 kopiejek, a nawet 60. Z czego tu żyć? – zapytasz czytelniku”.
Z książki wybrałam jeszcze kilka ciekawostek:
- Pokój, w którym mieszkali Kolbowie w Zduńskiej Woli był dosyć duży, przedzielony zasłoną na dwie części: w jednej znajdował się warsztat tkacki (cztery krosna), w drugiej mieszkalna (kuchnia, stół, szafa, łóżka).
- W wyniku ciężkiej sytuacji finansowej, Kolbowie sprzedali krosna i przenieśli się do Łodzi, która, podobnie jak innym tkaczom, wydawała się im „ziemią obiecaną”.
- W zabłoconej, zadymionej i śmierdzącej Łodzi, w której rytm dnia wyznaczał gwizd fabrycznych gwizdków i stukot warsztatów ręcznych w domach tkaczy, Kolbom żyło się ciężko i po kilku miesiącach (w 1896 roku) wyjechali do Pabianic.
- W Pabianicach Kolbowie mieszkali 13 lat. Kilkakrotnie zmieniali wynajmowane mieszkania. Założyli sklepik, który dość szybko przestał się opłacać i go zamknęli. Sprzedali swoje jedyne krosno i Juliusz poszedł do pracy do fabryki. Marianna w fabryce zaczęła pracować w 1904 roku, po śmierci ostatniego synka. Praca w fabryce była bardzo męcząca i ciężka, trwała od rana do wieczora z krótkimi przerwami na posiłek. W tym czasie dzieci były same zamknięte w domu – nikt się nimi nie opiekował. Bracia chodzili do szkoły elementarnej, a że uczono w niej w języku rosyjskim, to w domu – głównie Marianna, uczyła ich pisać i czytać po polsku. Rzadko pozwalała chłopcom bawić się z innymi dziećmi, także z dziewczynkami. Była też przeciwniczką klas koedukacyjnych (które pojawiły się po rewolucji 1905 roku).
- Juliusz Kolbe działał w obronie praw i sprawiedliwej płacy za ciężką pracę i humanitarne traktowanie pracowników należąc do Stowarzyszenia Robotników Chrześcijańskich, pisał do pisma „Pracownik Polski’, które potajemnie kolportował. W domu Kolbych czytano „bibułę, za posiadanie której groziła wywózka na Sybir. Synowie Kolbów – podobnie jak większość dzieci w czasach zaborów – byli wychowywani w duchu patriotyzmu.
- Gdy Rajmund miał trzynaście a Franciszek piętnaście lat, ojciec zawiózł ich do Krakowa. Stąd – w porozumieniu z franciszkanami – bez dokumentów, ukryci na wozie z sianem chłopcy pokonali pilnie strzeżoną granicę austriacko-rosyjską i dostali się do Lwowa, gdzie zakonnicy prowadzili Małe Seminarium.
Maksymilianowi Kolbemu poświęcone jest jeszcze Muzeum św. Maksymiliana w Niepokalanowie (Paprotnia, Mazowsze).
W pobliżu warto zobaczyć:
- Muzeum Historii Miasta Zduńska Wola
- Skansen Lokomotyw i Urządzeń Technicznych
W pobliżu można zjeść w: