W ostatnim czasie powstają nowe znaczące inicjatywy, które pozwalają na aktywny wypoczynek.
Do nich zaliczają się m.in. trasy rowerowe, które pomagają zdrowo spędzić czas i poznać ciekawe miejsca.
Naprzeciw tym potrzebom wyszedł powiat łowicki, na obszarze którego wytyczone zostały szlaki tematyczne: zielony - Dwory i Kościoły o długości 123 km, czerwony - Szable i Bagnety o długości 119 km i niebieski - Książęcy o długości 14 km.
A w planach dziesiątki kolejnych. Stolica Danii nie żałuje na nie pieniędzy, bo dzięki lepszej sportowej kondycji obywateli zaoszczędzi na kosztach służby zdrowia
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75248,13847309,Kopenhaga_buduje_autostrady_dla_rowerow__Pierwsze.html?v=1&pId=22074867&send-a=1#opinion22074867#ixzz2Sd1ScWKX
Koktajle z owoców, warzyw i ziół nie tylko świetnie smakują, ale i z powodzeniem zastępują drogie kosmetyki. Nic dziwnego, że nazywano je eliksirami długowieczności. …
http://www.werandacountry.pl/component/content/article/13503
Restauracja w kompleksie Spa Termy Medical mieści się w dwóch podłużnych salach - większej i mniejszej z kominkiem. Przez okna lokalu widać hotelowy dziedziniec. Wystrój wnętrza jest w tonacji ciemnej zieleni, złota, brązu i beli. Stoły nakryte są elegancko, z wachlarzami nieskazitelnie białych serwet. Sufit jest podzielony na sektory z oryginalnymi pastelowymi malowidłami.
Pomysł na obiad
Po treningu pływackim i igraszkach wodnych w aquaparku, miałam chęć na smakowity zastrzyk energii. Dobrym wyjściem wydały mi się warzywa grillowane z serem feta i sosem ziołowym. W menu, zaszeregowane w kategorii: przekąski i sałaty. Potrawa wręcz wymarzona – nawet dla mięsożerców, do których też od czasu do czasu należę. Tego dnia jednak na mięso nie miałam ochoty. Pyszne, lekko twarde warzywa, delikatny ser i smakowity sos ziołowy wydały mi się mieszanką, która uzupełni braki minerałów, witamin i białka spowodowane sporą dawką aktywności fizycznej. Na dodatek, oczami wyobraźni widziałam ogromny talerz z piętrzącą się górą tych wonnych wspaniałości.
Czekając na apetyczny finał dnia, pokusiłam się na aromatyczną kawę z mlekiem. W towarzystwie czarnego napoju, oddałam się dalszej lekturze karty dań. W wybranej przeze mnie kategorii przekąsek i sałat, figurowały jeszcze: pierożki z pieczoną kaczką i karmelizowanym koprem włoskim z anyżem; Carpaccio z polędwicy wołowej z kaparami, parmezanem i emulsją bazyliową; krewetki smażone w słodkim sosie chili podane z rukolą i pomidorkami koktajlowymi; tatar z polędwicy wołowej z marynatami oraz przekładaniec z polędwiczki i grillowanego ananasa podany ze słodko-pikantną papryką. Smakołyki rodem z kuchni śródziemnomorskiej, przeplatane kuchniami fusion i polską.
Czas na próbę
Po kilkunastu minutach wylądował przede mną ogromny talerz z oczekiwanym przysmakiem. Grillowany warzywny torcik liczył sprawiedliwie po 4 plasterki pomidora, cukinii i 4 ćwiartki czerwonej papryki. Po macoszemu został potraktowany za to ser, bo był w liczbie 3 kawałków. Warzywa świeże, ładnie i z wyczuciem grillowane, papryka o lekko podwędzanym smaku z łatwo zdejmującą się z niej skórką. Potrawie wspaniałego aromatu nadawał sos ziołowy z lekkim czosnkowym akcentem. Klasykę dania przełamywała szczypta kiełków dekorująca wierzch warzyw.
Rozpływające się w ustach warzywa nie zaspokoiły jednak mojego apetytu.
Zapomniałam o jednym: w hotelowych restauracjach (choć są wyjątki), tego typu potrawy traktuje się elitarnie. Danie z kategorii przekąsek ma kusić i zachęcić do dalszej biesiady, a nie zaspokoić głód.
Prawie jak w Ciechocinku
Położony w Pluskach, w malowniczym kompleksie Lasów Łańskich nad jeziorem Pluszne Wielkie aquapark zachęca różnorodnością aktywnego wypoczynku.
Dogodna lokalizacja niedaleko trasy (nr 51) Olsztynek – Olsztyn umożliwia zaplanowanie kilkugodzinnego pobytu, nawet dla podróżnych wybierających się w dalszą trasę.
Niezbyt duża, z przyjemnym jasnym wnętrzem knajpka mieści się na tyłach narożnego budynku przy alejce prowadzącej wzdłuż jednego z dwóch jezior miasta: Domowe Małe.
Sala (na ok. 50 klientów, a w sezonie letnim wraz z tarasem na 120) usytuowana w przepięknej scenerii mazurskiego jeziora jest absolutnym hitem.
Z tarasu i przez panoramiczne okna Mazuriany można podziwiać kolorową panoramę Szczytna rozpościerającego się nad brzegiem wody.
A jeżeli – choć to mało prawdopodobne – znudzi się nam krajobraz zza okna, zawsze można „przespacerować się” wzrokiem po ścianach restauracji. Nastrojowe lampy dyskretnie oświetlają zawieszone zdjęcia i grafiki Szczytna i jego okolic z dawnych lat. Atrakcyjne widoki przenoszą nas w klimat dawnej epoki, dają odczuć nostalgię i tęsknotę za mijającym czasem.
Wędrówkę można skończyć przy samym sercu restauracji – kominku, zagłębiając się w miękkim czerwonym fotelu.
Kolej na menu
Karta dań jest niezwykle zróżnicowana – od tradycyjnych potraw kuchni polskiej do ciekawostek z różnych zakątków świata. Znajdziemy w niej propozycje przystawek zimnych i ciepłych, zup (3 pozycje: soliankę, żur wiejski i co zawsze jest zagadką dla klienta - zupę dnia). Mięsa rozpisano na 14 pozycji, pod ostatnią znalazła się potrawa regionalna: kartoflak mazurski z grzybami leśnymi. Przysmak w tym akurat miejscu nie zwrócił mojej uwagi – szkoda. Dalej, w sąsiedztwie, znalazły się potrawy mączne z dyżurnymi pierogami i naleśnikami wraz ze sporą listą ryb: sandacz, łosoś, pstrąg, okoń, dorsz przyrządzanych na różne ciekawe, można powiedzieć, nowatorskie sposoby - np. łosoś duszony w winie z marynowanymi warzywami. Lista deserów niezbyt długa, ale każdy łasuch może wybrać coś dla siebie. Ja pozostałam wierna (na koniec dnia) sałatce. Wybrałam tę z wędzonym pstrągiem, warzywami i tostem.
Kolorowe danie, co ważne dla mnie, urozmaicone smakowo za sprawą różnych sałat (lodowej i rucoli), dodanych cząstek pomidorów i pomarańczy z lekkim ziołowym sosem i dla podkreślenia charakteru rybnego potrawy – kilkoma kawałkami wędzonej ryby, zjadłam z apetytem.
A po obiedzie? Niespieszna degustacja mocnej czarnej kawy z wyborną mleczną pianką.
Warto także podkreślić, że restauracja jest przyjazna dzieciom. Świadczą o tym nie tylko ustawione ślizgawki w ogródku, ale całkiem pyszne menu, z którego pociechy zasmakować mogą w mięsie, rybie, daniu mącznym, ciastku.
I jeszcze ostatnia, choć bardzo ważna sprawa! Świetna obsługa. Panie ubrane w skromne, lecz gustowne stroje zawsze uśmiechnięte, miłe i sympatyczne.
Szczytno (niem. Ortelsburg) położone w woj. warmińsko-mazurskim nad dwoma jeziorami: Domowym Małym i Domowym Dużym opanowały małe odlewy postaci – pofajdoków.
Mianem tym określano na Warmii i Mazurach wesołych, o lekkim usposobieniu młodzieńców chodzących własnymi drogami, ale skorych do pomocy i życzliwych. Pofajdoków, reprezentujących różne zawody i profesje (od złodzieja do biznesmena), umieszczono w różnych punktach miasta. Tym samym wytyczony pofajdokami szlak, czyni zwiedzanie Szczytna atrakcyjnym i sympatycznym.
Pocztówka z e-ławeczki
Z ławeczki na placu Juranda, na którą skierowana jest kamera, można pomachać znajomym on-line. Pozdrawiającym towarzyszą najstarsze (gdyż pojawiły się już w 2008 roku) pofajdoki.
Nietypowe połączenie
Chodząc uliczkami miasta nie sposób natknąć się na inny pomnik - postaci Krzysztofa Klenczona (przy ul. Polska). Muzyk i gitarzysta takich zespołów jak: Niebiesko-Czarni, Pięciolinie, Czerwone Gitary, Trzy Korony swoje dzieciństwo i młodość spędził bowiem w Szczytnie.
Był – podobnie jak legendarni młodzieńcy – jak to określił Wiesław Wilczkowiak: niepokorny, chodził własnymi ścieżkami ale miał wytyczony cel. Był człowiekiem energicznym, impulsywnym, pracowitym, wrażliwym - Wiesław Wilczkowiak: W okresie nastania w Polsce Solidarności, włączył się w działalność charytatywną. 26 lutego 1981 roku zostaje zaproszony do uczestnictwa w koncercie w polonijnym Klubie Milford w Chicago. Cały dochód z koncertu miał być przeznaczony dla na rzecz polskich dzieci w szpitalach.
Klimat jego muzyki i twórczości ładnie określiła Grażyna Kozak: Parę słów o muzyce Klenczona. Dla mnie to nie tylko zbiór pięknych dźwięków, przeżycie estetyczne, Traktuję ją bardzo osobiście , i może z racji tego, że jestem kobietą, bardzo emocjonalnie. To psychoterapia na mój własny, prywatny użytek . Sięgam po nią , gdy jest mi źle, kiedy życie dokopie solidnie i raczej chce się wyć, niż śpiewać. Włączam magnetofon, zamykam oczy i Klenczon prowadzi mnie w inny , lepszy świat, który łagodzi, wycisza, koi...To mój azyl do Jego muzyki przytulam twarz i odpoczywam. Potem znów chce mi się oddychać, działać, po prostu żyć...Czuję się tak, jak w dzieciństwie, gdy ktoś miły pogłaskał mnie po głowie...Czułość, ciepło, którego na co dzień brakuje w drapieżnym, pazernym życiu, odnajduję w muzyce.
Po jego śmierci w Stanach Zjednoczonych w 1981 roku, urnę z prochami złożono w grobie rodzinnym, który jest jednym z ważniejszych punktów odwiedzanych przez turystów. Na cześć Klenczona w Szczytnie co roku w lipcu organizowana jest trwająca przez trzy doby impreza Dni i Noce Szczytna.
Ciekawa ośmioboczna budowla z czerwonej cegły z urwanymi skrzydłami i nadszarpniętym przez ząb czasu gontowym dachem zakończonym zaokrągloną kopułą, góruje we wsi Bęsia (woj. warmińsko-mazurskie).
Wiatrak typu holenderskiego można dostrzec z drogi Biskupiec – Reszel po prawej stronie na lekkim wzniesieniu.
Zapomniany zabytek
Wiatrak wybudowano w 1810 r. w czasach świetności zbożowej. Po II wojnie światowej młynarskie sale wykorzystywano na ekspozycje obrazów i rzeźb, a także prezentację eksponatów Muzeum Młynarstwa Powietrznego. Od kilku lat wiatrak zieje pustką i niszczeje.
Z historii
Bęsia za czasów Prus Wschodnich była znanym i cenionym kąpieliskiem za sprawą romantycznie położonego jeziora i źródlanej wody z zawartością żelaza, którą wykorzystywano do celów leczniczych. Kuracjusze mogli korzystać z licznych atrakcji, jakimi były m.in. sztuczne baseny (także wielopoziomowe), łaźnia parowa, kręglarnia, restauracje, ciastkarnia. Goście umilali sobie pobyt grą w bilard, jazdą na karuzeli, wycieczkami gondolami, żaglówkami i statkiem.
Nad polami, nad łąkami
płynie biała mgła,
…
Nad polami mgła się ściele,
smutne drzewa śpią,
…
Płynie, płynie mgła od pola
i w ogrodzie mgła,
…
Płynie biała mgła nad polem,
płynie tam, gdzie las,
…
Fragmenty wiersza Nad polami mgła doskonale oddają jedno z najciekawszych zjawisk przyrodniczych – powstawanie wiosennej mgły.
Unoszącą się mgłę nad obszarem wsi Napiwoda (6 km od Nidzicy przy drodze na Szczytno), uchwycił obiektyw mojego aparatu. Charakterystyczny biały welon powstał nad polami pod koniec wiosennego dnia na wskutek przesuwania się ciepłych i wilgotnych mas powietrza (17 st. C w dzień) po chłodnym podłożu (zamarznięta ziemia, w niektórych miejscach pokryta jeszcze śniegiem) i przy gwałtownie spadającej na wieczór temperaturze, nawet do 6 st. C.
Polne niecki wypełnione wodą z zimowych roztopów i rozlewiska rzek są przystanią dla tysięcy wędrujących ptaków.
Przepiękny widok odpoczywającej skrzydlatej braci w ich podróży można zaobserwować m.in. wśród mazurskich pól.
Niebywały obraz zatrzymał mnie na trasie Mrągowo-Kętrzyn w kwietniowe przedpołudnie.
Prawdopodobnie przystanek urządziły sobie gęsi białoczelne i zbożowe - najliczniejsze na przelotach w Polsce, gęgawy - jedyne gęsi zakładające u nas gniazda, a być może inne ptaki. Tego niestety nie jestem do końca pewna, słaby obiektyw mojego aparatu nie robi dobrych zbliżeń.
W tej przybrzeżnej alejce porośniętej starymi drzewami Parku Zdrojowego, gdzie z jednej strony linię wyznaczają pięknie latarnie, a z drugiej malowniczy brzeg morski spowity zimową mgłą tkwi niezwykły urok.
Spokój plaży, falujące morze, przechadzające się gdzieniegdzie mewy i spacerowicze korzystający z leczniczego powietrza tworzą klimat tego miejsca.
Wystarczy raz być na deptaku, żeby zachwycić się jego urodą i niezwykłością.
Tajemnica promenady
Położony wzdłuż linii brzegowej szpaler jest najznakomitszą częścią Ustki. To królestwo urodziwych drzew z takimi okazami przyrody jak potężny klon jawor, który zachwyca niebywałym obwodem pnia 298 cm i 15 m rozpiętością korony. To także miejsce miłośników kultury i sztuki, którzy odwiedzając Ustkę mogą rozkoszować się morską muzyką w obecności samego Fryderyka Chopina. Pomnik kompozytora stoi bowiem w nadmorskim parku, a jego autorką jest rzeźbiarka Ludwika Krasowska-Nitschowa, której dziełem jest także warszawska syrenka. Od niedawna, miłośnicy aktorskiego talentu Ireny Kwiatkowskiej przyjeżdżają, aby przysiąść obok posągu aktorki na odlanej w brązie ławeczce. Ta mistrzyni poetyckiej groteski wybierała bowiem na miejsce swoich wakacyjnych wyjazdów właśnie Ustkę.
Mnóstwo tu knajp i knajpeczek, kawiarni i kawiarenek, w których wizyty stanowią też o uroku wędrówki promenadą.
Na końcu, na rozstaju dróg prowadzącym do latarni morskiej i ujścia rzeki Słupi do morza i falochronu, niespodziewanie można wpaść w oko pirata. Ta sugestywna, naturalnych rozmiarów postać korsarza stoi przed wejściem do baru bistro o tej samej nazwie.
W przepisie na udany pobyt na Wybrzeżu o każdej porze roku nie może zabraknąć plaży, szumu morskich fal, dobrej kuchni, wygodnego noclegu i nowoczesnej infrastruktury, która umożliwi ciekawe spędzenie czasu i sprzyjać będzie odprężeniu.
Poznajemy Jana
Zapewnienia z wymienionych składników można znaleźć w ofercie Hotelu Jan w Darłówku Wschodnim, który jak czytamy na stronie internetowej hotelu wchodzi w skład: ładnie utrzymanego kompleksu, położonego przy przepięknej piaszczystej plaży, zachęcającej do długich spacerów. … mamy dla Państwa kryty basen z podgrzewana wodą, jacuzzi, saunę
… Cudowne odprężenie zapewni Państwu pobyt w naszym Parku Wodnym Jan z morską wodą i licznymi atrakcjami. … polecamy gabinet odnowy biologicznej … Na terenie obiektu mieści się kręgielnia …
Niezapomniane chwile relaksu będą mogli Państwo przeżyć korzystając z bogatej oferty naszego animatora. … Dumą Hotelu Jan jest nowoczesna restauracja, która wszystkich swoich koneserów zaprasza na niezapomnianą podróż do krainy smaków i aromatów. … Uzupełnieniem wykwintnego dania będzie egzotyczny drink … Do Państwa dyspozycji oddajemy 98 przytulnych i komfortowo urządzonych pokoi… .
Miłośnicy spacerów, nadmorskiej terapii, relaksu i wyśmienitej kuchni mają zatem w Janie wszystko, co potrzebne jest do pełnej regeneracji sił. Wybierając się do tej krainy marzeń mamy w perspektywie świetnie przygotowany wyjazd. A więc.
Korzystamy z zimowego wypoczynku
Dostajemy się do jednej z dwóch (Darłówka Wsch. i Darłówka Zach.), zbiegających się na rozsuwanym mościeurokliwych miejscowości polskiego Wybrzeża: Darłówka Wschodniego.
Hotel Jan mieści się przy końcu szerokiej, wolnej poza sezonem od letniego gwaru i zgiełku ulicy Słowiańskiej. Ogrodowa alejka wśród starych sosen prowadzi wprost do holu recepcyjnego. W recepcji spotykamy się z miłą obsługą personelu i po dokonaniu formalności, otrzymujemy kartę magnetyczną do otwierania drzwi pokoju.
Czas odpoczynku. Obraz pokoju odbiega trochę od tego internetowego: jest dosyć ciasny z niedostatecznym oświetleniem i bardzo małym balkonikiem, ale ja miałam za to z widokiem na ładną fontannę wśród zimozielonych krzewów i drzew. Bagaże trzeba dobrze upchnąć w szafie, aby nie przeszkadzały w pokojowej komunikacji. Łóżka wygodne, choć zaopatrzone po jednej małej poduszce nie dawały pełnej satysfakcji ze snu. Ciepło. Przez uchylone okno dochodził błogi szum fal morskich wzmaganych przez wiatr.
W skrócie. Trzy wieczory upłynęły przyjemnie i spokojnie. Czwarty, kończący mój pobyt w hotelu, dostarczył mi niezłej adrenaliny. Kultura wypoczynku niektórym przychodzi z trudem i moi sąsiedzi zza ściany uważali za stosowne dzielić się ze mną wrzaskami, głośnymi rozmowami, śmiechami i trzaskaniem drzwiami. A że akustyka w pokojach była żadna, spędzało mi to sen z powiek i zakłócało ciszę nocną, która zapanowała dopiero po mojej interwencji w recepcji. Zastanawiający był dla mnie brak szybkiej rekcji personelu na uciążliwe zachowanie jednostki, która pobyt innych gości czyniła dyskomfortowym. Następnego dnia bez żalu opuściłam hotel.
Kolej na posiłki. Te serwuje się w Janie dwa razy dziennie (śniadania i obiadokolacje) w restauracji na I piętrze budynku hotelowego. Sercem sali jest bufet szwedzki, który zastawia się dość urozmaiconymi potrawami, że wspomnę np. o: szaszłykach rybnych, zupie z brokułów, opiekanych piersiach kurczaka, racuchach, a na śniadania - smażonej kiełbasie, parówkach na gorąco, jajecznicy, serach pleśniowych, twarożkach, jogurtach, dżemach (nie wiedzieć czemu tylko jednego dnia pojawił się na stole miód).
Wegetarianie mieli trochę mały wybór, jednak zawsze mogli liczyć na pomidory, zielone ogórki, grzybki w zalewie octowej, liście sałaty, niekiedy rzodkiewki i trochę owoców. Ubogi asortyment pieczywa. Tylko jeden rodzaj – białego: bułki lub chleb. Raz, na mój 4-dniowy pobyt, pojawiły się w koszyku okrągłe kromki ciemnego chlebka. Niespodzianką za to jest w Janie woda, którą używa się do kawy i herbaty.
Po dwóch dniach stołowania, dziwna i nieuzasadniona (tak mi się wpierw wydawało) była reakcja mojego żołądka i kłopoty jelitowe. Sytuacja zmusiła mnie do analizy zachowania organizmu. Niczym Sherlock Holmes wydedukowałam, że winowajcą jest woda pitna. Moje odkrycie zostało potwierdzone, gdyż okazało się, że używana do celów spożywczych woda w hotelowej kuchni nie należy do najczystszych. Od drugiego dnia pobytu, serwowano mi więc kawę przyrządzaną na bazie kupnej wody mineralnej. Zadbano także o to, aby nie brakowało mi jej w pokoju.
Restauracja niezbyt duża, ale za sprawą pastelowych ścian, kolumn w srebrnym kolorze i minimalistycznego nowoczesnego wystroju, stwarzała wrażenie przestronnej. Designerski styl zakłócały jedynie ustawione na parapetach okien świeczniki kandelabry w stylu retro.
W skrócie. Ładnie, czysto, przyjemnie. Kuchnia dobra, zwyczajna - bez specjalnych wymyśleń i specjałów.
Wodny raj. Być w Janie i nie skorzystać z Parku Wodnego z morską wodą byłoby nieporozumieniem. W oddalonym o (wg hotelowej informacji) 40 m od budynku hotelowego aqua parku można popływać w basenie sportowym. Ten, wybudowany w starej technologii nie pozwalał jednak na pełne zadowolenie, gdyż pływanie w nim nie należy do najłatwiejszych. Murki kończące z dwóch stron nieckę basenową zatrzymują i cofają wodę do wewnątrz basenu. Stwarzają tym samym dosyć nieprzyjemny opór, jaki musi pokonać pływak. O takie doznania nie musimy się za to martwić w dzikiej rzece lub w basenie pod chmurką na zewnątrz kompleksu, do którego wypływa się wprost z basenu wewnętrznego. A jeżeli pływanie się nam znudzi, zawsze można spędzić błogo czas na jednej z ławeczek z masującymi bąbelkami. Plecom odprężenie i relaks przyniesie z pewnością deszczownica na środku basenu rekreacyjnego. Przyjemnym uzupełnieniem pobytu w kompleksie będzie skorzystanie z jacuzzi z wyjątkowo ciepłą wodą.
Minusem parku wodnego jest brak możliwości pozostawienia w szatni okrycia wierzchniego – szatnia dostępna jest tylko dla grup zorganizowanych. Szczególnie jest to uciążliwe zimą, gdy trzeba zostawić dosyć ciężką odzież i buty w szafkach basenowych. Kłopotliwym, zwłaszcza gdy nie sprzyja temu aura, jest także powrót do hotelu, do którego dostać się można wychodząc na dwór.
W skrócie. Dosyć atrakcyjne pod względem położenia i możliwości relaksacyjnych miejsce. Co ważne, odpowiednie zarówno dla nowicjuszy, jak i osób pewnie poruszających się w środowisku wodnym.
Oferta (nie) dla każdego
Dogodna lokalizacja Hotelu Jan umożliwia korzystanie z dobrodziejstwa morskiego powietrza, długich terapeutycznych spacerów nadbałtycką plażą. Wodny park jest niewątpliwym urozmaiceniem każdego pobytu. Niezłe wyżywienie, miła obsługa, infrastruktura, o walorach której zapewne mogą przekonać się letni goście. Smakowite drinki przygotowywane wg gustu zamawiającego i z wielką starannością w restauracyjnym barze. To atuty i dobre wspomnienia.
Jednak do pełnej mojej aprobaty zabrakło spokoju przez wszystkie noce i czystej wody w kuchni. Te dwa czynniki zadecydowały, że w moich planach turystycznych – skądinąd sympatyczny – Jan nie będzie uwzględniony.
Bochnia, dworzec kolejowy, naprzeciwko Hotel Millenium Wellness & Spa z restauracją Antyczna.
Na zewnątrz, na bryle hotelowego budynku nie zobaczymy szyldu restauracji ani żadnej jej reklamy. Wiadomo, restauracja obsługuje głównie gości hotelowych - chociaż obiad może w niej zjeść każdy.
Na piętrze
Do Antycznej dostać się można z holu recepcyjnego windą na I piętro. Długi korytarz prowadzi wprost przed wielkie drzwi restauracji. Przekraczając próg wkraczamy do sali o wystroju nawiązującym do kultury starożytnej Grecji i Secesji.
Bogate sztukaterie zdobią sufity i ściany. Na ścianach zawieszono kolorowe malowidła w złotych ramach, na które dyskretne światło rzucają antyczne żyrandole i kinkiety. Luksusu wnętrza dodają marmurowe kolumny i wnęki. Wnętrze wypełniają stylowe meble i posągi.
Wszystko to otacza gości siedzących przy dużych stolikach nakrytych białymi obrusami, spod których wypływają drapowane złote sukna. Na mających ochotę na lampkę wina czy kieliszek koniaku czekają wysokie tapicerowane krzesła przy półokrągłym barze.
Na obiad
W Antycznej serwuje się dania kuchni polskiej, jak i potrawy z różnych stron świata. Można zafundować sobie regionalnego, a zarazem wykwintnego Rogala Bocheńskiego. Szef kuchni przyrządza Rogala na dwa sposoby: z mięsem (wołowina pokrojona w grubą kostkę, podsmażana i duszona w ciemnym sosie) za 22 zł i wegetariański za 20 zł. Ja wybrałam wersję drugą.
Po dość długim okresie oczekiwania (ok. 25 min – co mnie już po podaniu potrawy nie dziwiło) na talerzu jawił się niczym ogromny księżyc, złocisty rogal. Po zdjęciu wierzchniej warstwy chleba we wnętrzu pyszniły się brokuły, marchewki, kalafior, cienko poszatkowane pieczarki podsmażone na cebulce. Aby wydobyć ich smak, kucharz dodał pachnącą lekko kwaśną śmietanę.
Jak się dowiedziałam, w kuchni nie wyrabia się ciasta, lecz specjalnie zamawia się go w bocheńskiej piekarni. Natomiast znakomicie przyrządzone „wnętrze” rogala pozostało tajemnicą szefa kuchni, której – mimo usilnych starań – nie udało mi się zgłębić. Moja degustacja trwała długo, a i tak nie przyczyniła się do rozszyfrowania kulinarnych wyżyn „Antycznej”.
Apetyczne, delikatne warzywa i grzyby w sosie śmietanowym podkreślał świeżutki, ciepły chlebek z chrupiącą skórką.
Całości dopełniały eleganckie nakrycie i uprzejma, dyskretna obsługa.
Pamiętna to wieś, przez którą prowadzi droga nr 70 Warszawa - Żyrardów - Skierniewice. Wszyscy jadący tą trasą mijają posiadłość z odrestaurowanym XX-wiecznym dworkiem.
Pola – oszukałaś mnie, jestem przez ciebie w dołku!
Tak mnie w niedzielny poranek przywitała znajoma z pływalni. Pod prysznicem razem z wodą, wylewała przy okazji i na mnie strumienie goryczy i rozczarowania.
Przez moment przeszłam burzę mózgu: co ja takiego ostatnio zrobiłam, komu się naraziłam, co spsociłam, a może coś chlapnęłam?
Fani dwóch kółek mogą spróbować swoich sił w organizowanych wiosną rajdach rowerowych.
W Łódzkim najbliższymi są:
- w Łowiczu 23 marca rajd pieszy i rowerowy – Rajd na Powitanie Wiosny
- w Rawie Mazowieckiej 24 marca pierwszy z czterech etapów terenowych wycieczek rowerowych - I Rawski Rowerowy Rajd MTB Wiosna
Wiosną w kalendarzu cyklisty zaczynają pojawiać się terminy wycieczek i rajdów rowerowych. Organizatorzy prześcigają się w pomysłach i atrakcjach towarzyszących imprezom. My sami, planując krótki wyjazd za miasto czy na urlop zabieramy ze sobą rower. Bowiem zwiedzanie świata na siodełku, kontakt z przyrodą, przestrzenią, pozostawiają niezapomniane wrażenia.
Podążając drogą nr 993 (Gorlice - Dukla) zaraz za Nowym Żmigrodem, uwagę moją przyciągnęło mistyczne pasmo górskie.
Tajemniczy bezmiar falującego po prawej stronie pejzażu, wzbudził moje zaciekawienie. Mapa terenu wskazywała, że na tym odcinku towarzyszyły mi góry Pasma Magurskiego.
Odkrycie
Okazało się, że Pasmo wchodzi w skład niezwykle zróżnicowanego pod względem krajobrazowym i przyrodniczym Magurskiego Parku Narodowego. Wstąpiła we mnie chęć bliższego poznania strefy.
Mocne zimowe wrażenia
Według atlasowej wiedzy, sercem Parku jest miejscowość Krempna, w której mieści się dyrekcja i Ośrodek Edukacyjny wraz z Muzeum. Do wsi zaprowadziła mnie stroma, wijąca się wzdłuż widniejącej w dole przełęczy droga. Otaczające mnie niesamowite widoki wspaniałych buków i jodeł porastających zbocza góry, zakłócał jedynie hulający wokół wiatr. Gwałtowne podmuchy, tańczące wiry śnieżnych płatków, dostarczały niezwykłych wrażeń. W zimowej krainie czarów znalazła się jeszcze jedna niespodzianka.
Zwolnij rysie
Tabliczka z wyjątkowym napisem Zwolnij rysie wyłoniła się za jednym z zakrętów. Wydawało mi się mało możliwym spotkanie z tym pięknym drapieżnikiem. Wątpliwości moje rozwiano w Ośrodku. Okazuje się, że wcale nie jest to takie nieprawdopodobne. Bowiem na terenie MPN żyje 55 gatunków ssaków, w tym m.in. niedźwiedź, wilk, borsuk, ryś, żbik i łoś. A tabliczki są jeszcze inne: Zwolnij niedźwiedź i Zwolnij wilki (w Parku są ich dwie watahy). Wszystko po to, aby ustrzec leśnych mieszkańców przed zranieniem czy śmiercią pod kołami samochodów. Ostrzegawczą akcję prowadzi się tutaj wspólnie z WWF
Krótkie zwiedzanie
Obiekt Ośrodka Edukacyjnego i Muzeum oddano do użytku w 2005 roku. W jego wnętrzach znajdują się sale wystawiennicze wraz z ekspozycjami oraz konferencyjna, a także pracownia przyrodnicza i czytelnia.
Na koniec dnia (byłam na krótko przed zamknięciem muzeum) mogłam na chwilę przenieść się w surowy świat tutejszej przyrody. Zachwyciła mnie przestronność i magia miejsca.
Powrócę tu
Turystyczno-letniskowa Krempna zadziwiała autentycznością. Podziwiać w niej mogłam zabytek architektury sakralnej stylu zachodnio-łemkowskiego - drewnianą cerkiew. Perełką, którą udało mi się zobaczyć w drodze powrotnej w kierunku Dukli była oryginalna chata łemkowska, tzw. chyża, mieszczące pod wspólnym dachem mieszkanie i obórkę.
…Powrócisz tu, by szukać swoich dróg i gwiazd,
By słuchać znów, jak wiosną śpiewa las, powrócisz tu! …
Słowa piosenki Ireny Santor Powrócisz tu, jak mantra ciągle wracały w moich myślach, kiedy opuszczałam tę ukrytą na krańcu Polski, zastygłą w zimowej bieli wieś.
Postanowiłam powrócić tu latem.
Warto wiedzieć:
- Poza sezonem - wypoczynek i jedzenie w Krynicy - Zdrój i jej okolicy, woj. małopolskie:
http://www.polaneis.pl/noclegi/item/30-wypoczynek-poza-sezonem?highlight=WyJrcnluaWNhIl0=
- Iwonicka Szwajcaria - obiad w uzdrowisku Iwonicz - Zdrój, woj. podkarpackie: http://www.polaneis.pl/gastronomia/item/42-iwonicka-szwajcaria?highlight=WyJpd29uaWN6IiwiemRyb2oiLCJpd29uaWN6IHpkclx1MDBmM2oiXQ==
Rowerem modnie i zdrowo, ale czy bezpiecznie?
Ostatnimi czasy coraz częściej namawiani jesteśmy, aby przesiąść się na rowery, bo to zdrowiej.
Czy słusznie? I nie mam tu na myśli zdrowia, bo pedałowanie jest dla niego korzystne.
Myślę o bezpieczeństwie. Są już miejsca, gdzie rowerzyści nie są narażeni na stres, na przeciskanie się między autami, uprawianie slalomów między barierkami, gdzie nie ryzykują roztrzaskaniem głowy o latarnię. Bezpiecznych ścieżek rowerowych jest wciąż jednak za mało. Nie wszędzie zresztą powstaną, większość rowerzystów porusza się (i będzie) drogami z ruchem samochodowym. Jaka to„przyjemność”, wie każdy rowerzysta.
Jakby tego było mało, w ostatnich latach, w przypływie chyba jakiegoś diabelskiego nawiedzenia, ktoś wymyślił - i co gorsze, doprowadził do realizacji – strome rowy wzdłuż polskich dróg.
Stop rowom śmierci!
Jak napisał Piotr Stachowiak na kochajzycie.pl: …Tendencje we współczesnym światowym drogownictwie są takie, aby droga wybaczała jak najwięcej błędów uczestnikom ruchu. Ujmując sprawę inaczej, konstrukcja jezdni oraz wszystkiego co znajduje się wokół niej, powinna dawać jak największy margines bezpieczeństwa. Efektem tego powinna być gwarancja, iż jak najmniejszy procent błędów popełnianych na drodze będzie się wiązał z nieodwracalnym wyrokiem śmierci, kalectwa, bądź utraty zdrowia.
Światowe tendencje to jednak jedno, a polska praktyka - drugie. Wygląda na to, że w nasz lokalny krajobraz na stałe już wpisały się, ciągnące się wzdłuż tras, przydrożne rowy. I nie piszę tu o kilkudziesięciocentymetrowych wyżłobieniach przy wiejskich dróżkach, tylko o potężnych, często dodatkowo zbrojonych rowach, których głębokość oscyluje wokół dwóch metrów. Co ciekawe, tego typu konstrukcji ze świecą szukać wśród choćby innych państw członkowskich Unii Europejskiej, ot taka nasza "prywatna" anomalia. …
Minimalne szanse
Jakie nadzieje na wyjście cało ze spotkania z takim rowem mają cykliści? A często jest to ich jedyna droga ucieczki np. przed piratem drogowym?
Poza tym nie jesteśmy narodem tolerancyjnym, uprzejmym, szanującym praw innych użytkowników drogi. Nagminnie łamiemy przepisy drogowe. Nie stosujemy należytych odległości. Ilu kierowców zachowuje przepisową odległość minimum jednego metra przy wyprzedzaniu jednośladu? Najczęściej jest to do 0,5m.
Na domiar złego, do budowniczych dróg dołączyli projektanci tras rowerowych. Malując i wyznaczając szlaki rowerowe, niekiedy prowadzą nas jak barany na rzeź. Trudno, jeśli nie ma innego wyjścia, gdy trasa przebiega tak, że trzeba jakiś odcinek popedałować drogą w towarzystwie pędzących z hukiem aut. Wtedy z duszą na ramieniu, ile sił w nogach chce się go jak najszybciej pokonać. W takich momentach żałuje się, że plecak nie może zamienić się w balon albo motolotnię. Zupełnie niezrozumiałym jest dlaczego, mając do wyboru alternatywne połączenia bezpiecznymi ścieżkami leśnymi, polnymi, wytycza się je tam, gdzie ich być nie powinno - czyli głównymi drogami.
Rowy są niebezpieczne dla wszystkich użytkowników dróg. Piotr Stachowiak: … Wszyscy wiemy, że droga to wciąż zmieniające się sytuacje, często niebezpieczne. W takich, kryzysowych momentach, o życiu i zdrowiu ich uczestników decyduje cały szereg bardzo ważnych elementów. Od umiejętności kierowcy, po stan techniczny samochodu. Wszystko to jednak nie ma najmniejszego sensu, gdy kierowca nie ma możliwości manewru. Głębokie rowy przydrożne w sposób bardzo drastyczny zawężają wszelkie możliwości ucieczki... W takim przypadku nie ma mowy o ratowaniu się wyjechaniem poza newralgiczny obszar jakim jest jezdnia. Okazuje się, że jesteśmy na niej uwięzieni. Wszelkie próby takiego postępowania skończyć się mogą tragicznie. Auta wpadające przy dużych prędkościach w rowy zwykle nadają się jedynie do kasacji, a osoby będące wewnątrz giną w ułamkach sekund pod poskręcaną blachą. Okazuje się, że nie ma miejsca by schronić się przed niebezpieczeństwem...
Co zaskakuje, nie ma logicznego wytłumaczenia w ich kopaniu. Piotr Stachowiak: O ile bowiem doskonale rozumiem potrzebę odprowadzenia wód opadowych z jezdni, to w żadnym wypadku nie widzę najmniejszego racjonalnego argumentu, który w sposób jasny i klarowny uzmysłowiłby mi, że dwumetrowa głębokość rowu jest niezbędna na terenie, który w swojej historii nigdy nie był nawiedzony przez ulewne deszcze, ma niewielki poziom wód gruntowych oraz znajduje się w odległości kilku kilometrów od najbliższego zbiornika wodnego. …
Rowy powstały w miejscach, gdzie ich nigdy nie było, w dodatku nie odprowadzają żadnej wody, gdyż albo nie ma przepustów, albo usytuowanie terenu jest niekorzystne (płaskie lub falujące, lub brak jest po prostu odpływu docelowego).
Dlaczego chcą mnie zabić?
Jako użytkownik publicznej polskiej drogi mam strach w oczach, gdy muszę wybrać się w trasę. Już nie mówię o przeciwnikach kierowcach, którzy czują się za kółkiem jak rajdowcy czy kamikadze, ale o tym, że drogowcy nie dali mi żadnej szansy wyjścia z sytuacji realnego zagrożenia mojego zdrowia, a nawet życia. Wykopali rowy, które, jeśli uda mi się uniknąć zderzenia z drogowym wariatem, to i tak mnie zabiją, gdy jedyną moją szansą będzie ucieczka na pobocze. Rowy, które pozostawili same sobie, nie dbają o nie, nie czyszczą ich - są doskonałym śmietnikiem. Niekoszone są zdradliwą pułapką, gdy wzdłuż drogi widać pobocze z „tylko” wysokim na 30-50 cm pasem zielska.
Wiem, o czym piszę. Tylko zachowaniu zimnej krwi udało mi się wyjść cało z sytuacji, kiedy jadąc rowerem (trasą rowerową, której 10-km odcinek niestety prowadził drogą dla pojazdów mechanicznych), w chwili wyprzedzania mnie przez pędzącą z nadmierną szybkością ciężarówką zmierzającą wprost na czołówkę z jadącym z naprzeciwka samochodem, musiałam salwować się ucieczką do takiego właśnie zarośniętego chaszczami głębokiego przydrożnego rowu. Szczęście w nieszczęściu, że znałam teren i jechałam niezbyt szybko, co umożliwiło mi zeskoczenie z roweru i skok do rowu. Skończyło się tylko na kilku zadrapaniach i poparzeniu pokrzywami.
Codziennie, czy to za kółkiem samochodu, czy na rowerze, zadaję sobie pytania: dlaczego muszę płacić codziennym stresem za czyjąś (nieuzasadnianą niczym w praktyce) bezmyślność w kopaniu przydrożnych rowów? Dlaczego mam płacić za czyjąś nieodpowiedzialność, niegospodarność i bezkarność? Za czyjś brak szacunku do ludzi i ich bezpieczeństwa, ich zdrowia?
Bo jakoś to będzie? Bo mądry Polak po szkodzie?
Cała turystyczna Polska w jednym miejscu!
Dziennik turystyczno-kulinarny
Poznaj Polskę i jej sąsiadów z Polą Neis
E-mail: polaneis@polaneis.pl
WWW: polaneis.pl
Sygn. akt I Ns Rej. Pr. 17/16 SO w Łodzi
Redakcja:
ul. Mazowiecka 54
96-330 Budy Zaklasztorne
Tel.: 514220640
Fax: 46 8310290
Wydawca:
ul. Łagiewnicka 54/56, lok. 20/A/324
91-463 Łódź