Poznaj Polskę i
jej sąsiadów z Polą Neis
Jaka jest kuchnia brytyjska? Ciężka i uboga, ewentualnie nijaka. Kiedy wyjeżdzasz na wakacje na wyspy, pierwsze kulinarne skojarzenie to fish and chips. Popularyzatorów smaków z wysp jest niewielu – a szkoda, bo wśród szkockich zamków, w zaciszu Big Bena i w walijskiej, spokojnej wsi można skosztować niebywale smacznych i ciekawych potraw o pochodzeniu, którego niewielu z nas się spodziewa!
Po prawie roku zdecydowałam się na jeszcze jedną wizytę, tak samo zimową, w dworkowej restauracji.
Jaka motywacja mną kierowała? Dogodne położenie przy trasie, ładne otoczenie, gustowne wnętrze lokalu, no i dobre jedzenie w przystępnych cenach.
Do tego stopnia byłam pewna powtórki przyjemnych doznań kulinarnych, że nawet nie zabrałam ze sobą mojego nieodłącznego towarzysza podróży – aparatu fotograficznego.
Lokal położony w pobliżu Starego Rynku, niedaleko parku Błonie nad rzeką Bzurą.
Z przeszłości
Budynek, w którym mieści się restauracja, jak można przeczytać w ulotce reklamowej Starej Łaźni: „powstał w 1902 r. z funduszy ówczesnego Magistratu, kosztem 16.307 rubli. Na początku działalności prymitywnie wyposażone i urządzone kąpielisko nie przyniosło dzierżawcy, a później magistratowi spodziewanych korzyści i zamknięto go. Dopiero w 1909 r., po oddaniu w użytkowanie Towarzystwu Higienicznemu i doinwestowaniu w prysznice, pokoje z wannami i pokój parowy, obiekt został ponownie otwarty 13.10.1912 r. … Łaźnia funkcjonowała również w czasie I wojny światowej. … Po wojnie w 1922 r. łaźnia ponownie stała się własnością Magistratu, a podczas II wojny światowej podlegała pod Zarząd Miejski kierowany przez okupanta. Po wojnie budynek przeszedł na własność Skarbu Państwa. Do lat 70. , z różnymi przerwami, pełnił on pierwotną funkcję łaźni miejskiej, a pod koniec lat 80. wydzierżawiono go produkcyjnym spółkom polonijnym … Po zakończeniu działalności spółek budynek, przez pewien czas, stał opustoszały … Na początku 2010 r. budynek łaźni przeszedł na własność Kariny i Krzysztofa Malinowskich. Po gruntownym remoncie i renowacji tego zabytkowego budynku, zachowując jego historyczne znaczenie dla miasta i okolic, w dniu 17.06.2010 r. została w nim otwarta restauracja pod nazwą Stara Łaźnia”.
Ten pełen rozmachu festiwal postawił sobie za cel wzbudzić zainteresowanie sztuką ludową i kulinarną.
Lokal mieści się na pierwszym piętrze XVII-wiecznej kamienicy pod numerem 42 przy ulicy Zduńskiej. Prowadzą do niego wąskie podwórko i schody wzdłuż bocznej ściany budynku.
Restauracja położona przy drodze Warszawa-Otwock, tuż u zbiegu ulic: Piłsudskiego i Długiej. Lokal łatwo zauważyć dzięki reklamie zwracającej uwagę podróżnych.
Baku urządzono w drewnianej chacie, do której prowadzi niewielkie podwórze – parking. Z boku domu zagospodarowano miejsce na letni posiłek i mały plac zabaw dla dzieci.
Miłośnicy najlepszych regionalnych smaków spotkają się w Bielsku-Białej. Kto zdobędzie Złoty Durszlak?
8. Festiwal Śląskie Smaki już 15 czerwca w Bielsku-Białej. W konkursie kulinarni adepci, gotujący amatorzy i profesjonalni kucharze rywalizować będą o tytuł Eksperta Śląskich Smaków. W trakcie największego w regionie kulinarnego święta publiczność zobaczy również pokazy kulinarne, posmakuje dań oferowanych przez restauracje Szlaku Kulinarnego Śląskie Smaki. Imprezę zwieńczy występ Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk im. Stanisława Hadyny.
22 konkursowe drużyny gotować będą przystawkę lub deser, zupę i danie główne. Wszystko związane z tradycjami kulinarnymi naszego województwa. Konkurs organizuje Śląska Organizacja Turystycznej przy współudziale Wydziału Promocji Miasta Urzędu Miejskiego w Bielsku-Białej.
W programie m.in. Wielka Bitwa Smaków, czyli góralskie i śląskie impresje na temat ziemniaka pokaz w wykonaniu Renaty Bielesz i Remigiusza Rączki czy Jarmark Dań Regionalnych, na których restauracje Szlaku Kulinarnego Śląskie Smaki serwować będą to, co w ich regionalnych kartach dań najlepsze. Do tego koncerty na scenie i całodzienne animacje dla najmłodszych.
program imprezy:
plac Ratuszowy w Bielsku-Białej, 15 czerwca
13.00-16.00 – konkurs kulinarny, 13.00-20.00 – animacje dla dzieci, 13.00-21.00 – prezentacja restauracji Szlaku Kulinarnego Śląskie Smaki
godz. 13.00 – rozpoczęcie konkursu kulinarnego
godz. 14.00 – uroczyste otwarcie Festiwalu Śląskie Smaki
godz. 14.15 - występ Dziecięcego Zespołu Regionalnego Porąbczanie
godz. 15.15 – występ zespołu The Shivers
godz. 16.30 – występ zespołu Zgredybillies
godz. 17.30 – ogłoszenie wyników konkursu kulinarnego
godz. 18.00 – występ zespołu Kamuflaż
godz. 19.00 – Bitwa Smaków, czyli góralskie i śląskie impresje na temat ziemniaka
w wykonaniu Renaty Bielesz i Remigiusza Rączki - pokaz kulinarny.
godz. 20.00 – występ Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk im. Stanisława Hadyny
15 czerwca (sobota), godz.13.00
miejsce: plac Ratuszowy
Wydział Promocji Miasta Urzędu Miejskiego w Bielsku-Białej
pl. Ratuszowy5, 43-300 Bielsko-Biała
tel. 334701240,
mail: bpm@um.bielsko.pl, www.um.bielsko.pl, www.bielsko-biala.pl
Jeśli kochacie truskawki, to nie może Was zabraknąć na zajęciach poświęconych słodkościom z truskawkami w roli głównej.
Informacja prasowa - wiecej:
http://www.polska-gotuje.pl/wydarzenie/warsztaty-kulinarne-truskawkowe-szalenstwo
Pokazy najlepszych szefów kuchni, kulinarne warsztaty, wspólne gotowanie, grillowanie. To i jeszcze więcej podczas Wielkiego Pikniku BlogerChef’a!
Opis wydarzenia i szczegółowy program Pikniku i formularz zgłoszeniowy dostępny jest na profilu facebookowym BlogerChef’a.
Wiadomość prasowa: polska-gotuje.pl
Zabytkowy Dwór Strzyżew z XIX-wiecznym parkiem nad rzeką Utratą, niedaleko Żelazowej Woli (woj. mazowieckie), stał się ósmego czerwca przystanią staropolskiej tradycji.
Restauracja Hopferówka - Połczyn-Zdrój (niem. Bad Polzin)
Połczyński Park Zdrojowy amfiteatralnie rozłożył się nad miejscowością. Piękne widoki, wspaniała zieleń trawników i drzew, kwitnące krzewy i kwiaty, zaciszne alejki, romantyczne ławeczki, wodotryski, ścieżka zdrowia, spokój, cisza – to wszystko jest tutaj na wyciągnięcie ręki. W poszukiwaniu jeszcze lepszych pejzaży warto wspiąć się po szerokich kamiennych schodach na wzniesienie. Stąd roztacza się piękna perspektywa na najstarszą francuską (powstałą w latach 1836-39) część parku.
W dole urzeka swoją urodą duża prostokątna fontanna z pobłyskującą w promieniach słońca zielonkawą wodą. U stóp schodów, na szerokiej alei obok zabytkowej pijalni wody Joasia i XIX-wiecznego ogrodu francuskiego z kaskadami cisów przyciętych na kształt kuli widać spacerujących kuracjuszy. Miejsce upodobali sobie także nowożeńcy, którym urokliwy fragment parku służy jako tło do pamiątkowych zdjęć.
Vis-a-vis nostalgicznego ogrodu znajduje się ogromna szachownica. W pogodne dni rozgrywane są na niej turnieje szachowe przy aplauzie publiczności, obserwującej rozgrywki z ławeczek rozmieszczonych wokół placu.
Przy położonej po drugiej stronie fontanny alejce, zaraz za amfiteatrem, ukrył się jeden ze sklepików z pamiątkami z Połczyna – Zdroju. Oprócz kultowych drobiazgów, nabyć w nim można także różne gatunki miodów. Rozmaite barwy i konsystencje tych nektarów zdrowia i urody, kuszą aromatami i zapachami ziół z wnętrza lasów otaczających uzdrowisko.
Park Zdrojowy (o powierzchni 80 ha) jest ucieleśnieniem marzeń o relaksującym wypoczynku. Różne krajobrazy i miejsca czekają na wszystkich tych, którzy szukają spokoju, jak i tych, którzy znajdują zadowolenie z aktywnego spędzania czasu.
Żeglarz w uzdrowisku
Park jest doskonałym wprowadzeniem w atmosferę uzdrowiska. Na szczycie wzgórza widać jako pierwsze, sanatorium Podhale. Dalej ścieżka prowadzi na ul. Solankową. Tutaj pod numerem 8b mieści się słynna Hopferówka. Jak się okazuje, nazwa sanatorium wywodzi się od nazwiska byłego księgowego uzdrowiska – Jerzego Hopfera, który w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku mieszkał w willi.
Popadający w ruinę obiekt odzyskał swoją świetność w 2003 roku za sprawą nowego nabywcy Jerzego Chodubskiego, wielokrotnego mistrza świata żeglarskiej klasy micro.
Hopferówka pełni rolę sanatorium, w którym kuracjusze mogą leczyć m.in. reumatyzm, osteoporozę, otyłość. Pensjonat należy do sieci Land-gut-Hotels zrzeszającej ponad 200 obiektów w Europie o standardzie 2, 3 i 4 – gwiazdkowym. Przynależność do sieci gwarantuje kuracjuszom pobyt w rodzinnej, przyjaznej atmosferze, cechującej się najwyższą dbałością o klienta. Z usług sanatorium uzdrowiskowego z chęcią korzystają i często do niego powracają zagraniczni goście, przede wszystkim z Niemiec i Austrii.
Do dyspozycji gości są komfortowe pokoje oraz gabinety zabiegowe i odnowy biologicznej.
W jednym z nich można udać się w baśniową krainę za sprawą kąpieli w …piwie!
Bąbelkowa kąpiel (20 min za 50 zł) w wannie ze złocistym napojem, jak można przeczytać przed gabinetem, doskonale niweluje stres, wzmacnia układ odpornościowy, leczy grzybice, odchudza i działa odmładzająco na cerę.
Pięknie i hojnie, i podobno podczas trwania zabiegu jeszcze z jasnym trunkiem w szklance do picia.
W piwnicy pensjonatu mieści się jadalnia wraz z nowoczesną kuchnią. Do jadalni dobudowano ogród zimowy, w którym funkcjonuje całoroczna kawiarnio-restauracja.
Powitanie w Hopferówce
Po marszu w Parku Zdrojowym z ulgą rozsiąść się można na letnim tarasie restauracji. Już u samego wejścia, kuracjuszy i turystów przyjaźnie wita Ibrahimović.
Fantastyczny dachowiec o nazwisku szwedzkiego piłkarza, z wyjątkową gracją potrafi wdzięczyć się do każdego wzbudzając tym samym ogromną sympatię gości. Jeśli tylko mu pozwolić, będzie wiernym towarzyszem przy posiłku, a nawet degustatorem zamówionego dania.
Kocur na tyle mną zawładnął, iż pozostawiony sam przy stole, gdy ja zaciekawiona na chwilę przepadłam we wnętrzach przepięknej willi, pozbawił mnie części zostawionych na później gotowanych warzyw.
Jednak zrobił to z takim apetytem, że nie mogłam mu mieć za złe rozkoszowania się witaminami. Żałowałam tylko, że moja krótka wizytka w Hopferówce nie pozwalała na dłuższe smakowanie z intrygującym kocurem.
Magia miejsca na tyle podziałała na mnie, że postanowiłam tutaj wrócić. W idyllicznej atmosferze i sympatycznym towarzystwie czworonoga mam nadzieję skosztować specjałów restauracji.
Spośród wielu propozycji, z karty dań wybrałam już dwie: zupę cebulową na białym winie z żółtym serem i grzanką (9 zł) oraz polędwicę po amerykańsku (150 g za 34 zł), no i oczywiście na spółkę z Ibrahimovićem na osobnych talerzach porcję gotowanych warzyw.
W galerii zdjecia Parku Zdrojowego w Połczynie - Zdroju.
Tego miejsca w Dziwnowie przegapić po prostu nie można. W budynku przy głównej ulicy – Mickiewicza 40b, kryją się pod wspólnym logo Mister dwa lokale gastronomiczne: cafe i cafeteria.
Jednak restauracja i kawiarenka to nie tylko jedzenie, ale również nocowanie. Januszowi Koźlukowi, właścicielowi pensjonatu zależało na tym, aby stworzyć luksusowe warunki do odpoczynku w kąpielisku przez cały rok. Realizując ten zamysł, górę budynku przeznaczono na hotelik. Jak powiedział mi pan Janusz, w hoteliku znajdują się jedne z najładniejszych w tej części portu morskiego pokoje i apartamenty.
Przytulne miejsce
Z przylegającego do lokali letniego tarasu, jeśli pogoda sprzyja zobaczyć można żaglówki płynące Dziwną do morza. Widok pięknego fragmentu krajobrazu z zielenią małego skweru stykającego się z jednej strony z ulicą, a z drugiej z rzeką nadaje miejscu szczególny klimat.
Oba lokale urządzono gustownie i wygodnie. W wystrojach wnętrz przeważa pomarańczowy kolor ścian z efektownymi drewnianymi boazeriami. Szykownym uzupełnieniem są komfortowe tapicerowane czerwone siedziska w restauracji i w takim samym kolorze, metalowe poręczne stołki barowe w kawiarni.
W wydaniu barowym
Jedzenie w cafeterii przygotowywane jest w sposób prosty, ale świetny. Pod Misterem mają całą kartę ogólnopolskich zestawów. Można tutaj spróbować zarówno schabu, kurczaka na różne sposoby, pulpetów, makaronów z sosem gulaszowym lub serowym, kebabu w cenach od 14 do 19 zł. Osobną listę zajmują zestawy z rybą: z łososiem, dorszem, flądrą lub mintajem – od 16 do 18 zł. Jeśli zatęsknimy za pierogami, bigosem, fasolką po bretońsku, flaczkami lub pomidorową, to zjemy je tutaj za 7, 8 lub 9 zł.
Nic bardzo wykwintnego, przyznaję, ale porcje solidne, którymi można najeść się do syta (no, może oprócz surówek, do których się nie przykładają).
Cafe
Dla tych, którzy wolą coś słodkiego, pozostaje drugi lokal. Mała kawiarenka, na kilka stolików jest prawdziwym rajem dla kawoszy. Wypić tutaj można także czekolady gorące i mrożone – za 9 lub 11 zł, herbaty owocową, ziołową lub tradycyjną za 5 zł. Łasuchy mogą wybrać wśród ciast: czekoladowe, sernik bądź jabłecznik podawanych także w wersji na ciepło z lodami, owocami, bitą śmietaną i polewą.
W karcie są także desery lodowe (każdy składa się z 3 gałek lodów, owoców, frużeliny, bakalii, bitej śmietany, polewy i dodatków - 12 zł porcja). Kuszą lodowe specjały o egzotycznych nazwach: Mister J. bakaliowy, Lady M. czekoladowo-wiśniowy, Sunrise owoce żółte, Sunset owoce czerwone. Serwowane są też kompozycje wg uznania zamawiającego.
Łatwo zgadnąć – musiałam poznać to lodowe królestwo i zamówiłam Deser firmowy (14 zł porcja). Na wolnym powietrzu mój smak się zaostrzył i chciałam przeżyć coś wyjątkowego. Moim oczekiwaniom sprostał znakomicie właściciel, racząc mnie porcją przygotowaną specjalnie przez niego samego. W pucharku znalazły się więc oprócz trzech gałek lodów, świeże truskawki, brzoskwinie w syropie, prażone jabłka, bita śmietana, orzeszki ziemne, frużelina i karmelowy sos, który apetycznie otulał piramidę słodkości.
Niby deser normalny, jednak przyrządzony z największą starannością sprawił, ze takiego specyfiku dawno nie miałam w ustach. I czego chcieć więcej?
Mrągowo. W wiosennym deszczu srebrzyście połyskuje bruk na ludnej ulicy Warszawskiej. Atmosfera miejskiego pośpiechu wita turystów, którzy podążają w kierunku jeziora Czos, na którym w letnie dni zaroi się od białych żagli, z brzegu rozbrzmiewać będzie muzyka country. Po takiej wycieczce koniecznie trzeba wrócić na Warszawską, aby powitać Mazury przy talerzu.
Z historią w tle
Na drodze wędrówki, w jednym z najstarszych budynków miasta (z przełomu XVIII i XIX w.), w swoje progi zaprasza pod numerem 9b restauracja Stara Chata.
Restaurację urządzono we wnętrzach kamienicy, która pamięta czasy, kiedy w jej murach rozchodził się stuk młotka szewskiego i maszyny krawieckiej. To tutaj bowiem (jak podaje Wikipedia) przez ponad 100 lat swoją działalność prowadzili przedsiębiorczy Żydzi.
Klimat lokalu tworzą zachowane oryginalne fragmenty ścian z niewypalanych cegieł i więźba dachowa. W wystroju wykorzystano mazurskie motywy malowideł wokół okien, a także meble i sprzęt używany w XIX w. w gospodarstwach domowych Warmii i Mazur.
Drewniane stoły i stołki są uzupełnieniem historycznego charakteru miejsca. Atmosferę minionych lat przełamuje jasne szklane patio. Wśród wiekowych skarbów i w malowniczej scenerii, niemniej ciekawie prezentuje się stylizowana karta dań.
Wycieczka w głąb menu
Oprócz dań mięsnych, takich jak np.: golonka duszona w piwie na kapuście (7 zł/100g), pierś z kurczaka z grilla (10 zł/100g), befsztyk z polędwicy (28 zł), stek schabowy z podgrzybkami (20 zł), czy kaczka pieczona z jabłkami lub rolada z dzika za 22 zł serwują tutaj wyśmienite ryby.
O rybach pisałam już niejednokrotnie jako ich wielka wielbicielka. A że w rejonie Wielkich Jezior ryb nie brakuje i podawać je można w niezwykle wyszukany, jak i prosty sposób – z bogatego zestawu wybrałam gotowanego sandacza z sosem koperkowym (14 zł/100g).
Smakowity drapieżnik
Podany na ogromnym białym talerzu wielki płat ryby prezentował się naprawdę imponująco. Przyjemny bladozłoty odcień mięsa nadawał potrawie wytworności. Każdy kęs był delikatny i apetyczny o świeżym, bez tego charakterystycznego dla ryb, zapachu. Koperkowy sos na bazie śmietany podkreślał wyjątkowy smak dania.
Obiad uzupełniał zestaw surówek (7 zł), w którego składzie znalazły się pyszne tarte buraczki, marchewka z jabłkiem i seler.
Zamówione przeze mnie danie okazało się świetnym wyborem. Po mistrzowsku wykonane i pięknie podane doskonale odpowiadało mazurskiemu nastrojowi.
Przeczytaj także: Mazury w pigułce – Hotel Mercure
Pogorzelica jest jedną z tych nadmorskich miejscowości, w której o wyśmienity posiłek nie można martwić się zbyt długo.
Ulica Plażowa należy do tych, gdzie można zaspokoić głód i mile spędzić czas. Mój wybór padł na położony przy końcu ulicy, obok wejścia na plażę, bar Złota Rybka.
Lody łącznie z naleśnikami
Propozycje kulinarne baru wprawiły mnie w zakłopotanie. Jak zawsze, gdy czegoś jest dużo, to mam problem z wyborem dania. W takich chwilach moje podniebienie podążając za wzrokiem chciałaby spróbować wszystkiego. Niestety, oczy swoje a żołądek mówi: o rany – daj spokój!
Pogubiłam się w karcie nie na żarty. Już samo wytypowanie porcji z listy naleśników stało się dla mnie trudne. Nęciły mnie wszystkie, że wymienię tylko: z serkiem Camembert i żurawiną, z owocami i gałką loda, z serkiem waniliowym i konfiturą jagodową, z serem i rodzynkami, z bananami i czekoladą, z jabłkami i polewą, z truskawkami, z … Wszystkie po 12 zł porcja, na którą składają się po 2 szt. naleśników. Gdyby jeszcze tego było mało, widząc tablicę z kuszącymi deserami, przyszła mi ochota na pyszne duże lody. Zawsze (no, prawie zawsze) dopomina się o nie mój organizm, gdy zmęczę go fizycznie, i to jeszcze w słoneczny dzień. A że za mną była kilkudziesięciokilometrowa podróż rowerem i takaż sama czekała mnie z powrotem, to nic dziwnego, że pojawiło się standardowe domaganie.
Z pomocą w wyborze posiłku przyszedł sam właściciel Złotej Rybki. Zaproponował naleśniki, na które, jak sam powiedział, przepis znalazł w Internecie. Trochę go zmodyfikował i naleśniki cieszą się uznaniem klientów. A mój apetyt na lody miał zaspokoić puchar …Złota rybka.
Polak, Węgier - dwa bratanki
Przyniesione do stolika w rozłożonym przy barze ogródku naleśniki okazały się ...naleśnikami Gundela (też 12 zł porcja). Te charakterystyczne dla kuchni węgierskiej słodkie naleśniki zwykle serwuje się w formie tortu. Jednak uprzedzona o modyfikacjach wprowadzonych przez właściciela, nie zdziwił mnie inny sposób ich podania.
Dwa cienkie naleśniki zwinięte w rulon oblane sosem czekoladowym z dodatkiem prażonych orzeszków ziemnych i kandyzowanej skórki pomarańczowej, posypane dodatkowo cukrem pudrem efektownie prezentowały się na talerzu. W środku masę orzechową zastąpiono farszem z białego sera na słodko z miękkimi rodzynkami. I tutaj wykryłam kolejną modyfikację - rodzynki zamiast tradycyjnego flambirowania (skropienia dania alkoholem i podpalenia go) zostały namoczone w rumie i po prostu wymieszane z serkiem.
Muszę przyznać, że eksperyment z Gundel palacsinta się udał. Naleśniki w wykonaniu polsko-węgierskim były wyborne. Jednak jeśli mam być szczera, dla mnie zbyt słodkie za sprawą dodatku cukru pudru, bitej śmietany i kandyzowanych owoców. W wersji oszczędniejszej miałyby bardziej wyrazisty, wyrafinowany smak.
Złota rybka w pucharku
Lody (16 zł porcja) o tej wdzięcznej nazwie, równie wdzięcznie prezentowały się w zaserwowanym szkle. Ich żółty kolor i dodatki mogłam wymieniać przez wszystkie przypadki – ale się zrymowało! Jednak, żeby nie być gołosłownym, wyliczę: gałki lodów – od bladożółtego przez jaskrawy do brzoskwiniowego, ładnego kontrastu dodawała jedna gałka lodów truskawkowych. Następnie lody przykryto kremowymi prażonymi kosteczkami jabłek. Potem bitą śmietaną, na wierzchu której znalazły się cienko pokrojone, o pomarańczowym zabarwieniu owoce: brzoskwinie i pomarańcze. Górę posypano złotymi kuleczkami z masy cukrowej i przyozdobiono bibułkową złotą rybką. Jaki wygląd taki smak. Jako miłośniczka lodów, z czystym sumieniem mogę zarekomendować puchar wszystkim lodożercom.
Restauracja z duszą
W rozmieszczonych wokół lubniewickiego ryneczku punktach i lokalach gastronomicznych można degustować w różnych potrawach i przysmakach. Jako że byłam w Lubniewicach tylko przejazdem, postanowiłam odwiedzić restaurację, która przyciągnęła mnie swoją nazwą: Xenia.
Jak się okazało z rozmowy z właścicielami, restaurację obdarzono tym mianem nie bez przyczyny. Imię Xenia oznacza bowiem (z greckiego) kobietę życzliwą i gościnną dla innych.
Z zaciekawieniem usiadłam przy jednym ze stolików w letnim ogródku. Spośród różnorakich propozycji dań skusiłam się na kergulenę – 14 zł/100g. W oczekiwaniu na zamówienie, czas płynął mi na obserwacji tubylczego życia. Niczym z filmu Ranczo, przewijały się przede mną obrazki swojskich scenek z udziałem przedstawicieli lokalnej męskiej społeczności. Wszystko jednak w granicach umiaru i przyzwoitości. Ta chwila wytchnienia dobrze mi zrobiła. Zregenerowałam siły i z apetytem mogłam przystąpić do konsumpcji.
Podana na talerzu morska ryba, jak przeczytałam w menu: żyjąca w okolicach Antarktydy na głębokości 700 m, była sporym okazem. Śnieżnobiałe, lekko twarde mięso swobodnie odchodziło od rybiego kręgosłupa. Pozbawione ości kawałki, skropione sokiem z cytryny miały doskonały dyskretny smak. Wyborna, lekko chrupiąca skórka była dopełnieniem pierwszorzędności dania. Słowo pochwały należy się też świeżutkim, apetycznym surówkom. Podane na osobnym talerzyku, z selera i buraczków, widać było, że zostały przyrządzone na poczekaniu. Kolorowy lekki obiad trafił w moje gusta. Uzupełnieniem posiłku była aromatyczna zielona herbata (5 zł) podana w eleganckim porcelanowym czajniczku, którą przelewało się do gustownej filiżanki.
Oprócz kerguleny, w karcie ryb znaleźć można filety z: mintaja, dorsza, soli, sandacza, pangi, a także smażonego pstrąga z masłem. Ceny za 100 g, od 6 do 12 zł. Lista dań głównych zawiera takie pozycje jak, m.in.: kotlet schabowy panierowany (10 zł), sznycel z jajkiem (15 zł), zraz wołowy w sosie pieczeniowym (19 zł) czy spaghetti Bolognesse (14 zł), a także pierogi ruskie (7 szt. za 16 zł). Uwagę moją zwróciły desery w liczbie 10. pozycji, od lodów waniliowych z bitą śmietaną (8 zł) przez gofra z cukrem pudrem (5 zł), po puchar „Michalinka” (lody zabajone z bitą śmietaną, wiśniowym likierem i owocami wiśni) za 16 zł.
Ale restauracja to nie tylko kuchnia. To miejsce, w którym oprócz wyśmienitego jedzenia są sympatyczni właściciele. Ich otwartość, gościnność i życzliwość sprawiają, że znaczenie imienia Xenia ma rzeczywiste odzwierciedlenie w stosunku do odwiedzających lokal gości.
Przy okazji podróży do Krainy Wielkich Jezior Mazurskich warto przystanąć na trasie i zjeść dobry posiłek.
Ważny punkt
Zajazd Alicja położony jest tuż przy drodze zaraz za stacją paliw Orlen w Nowych Bagienicach, 6 km od Mrągowa.
Już z daleka widać na lekkim wzniesieniu żółty budynek z charakterystycznymi lukarnami.
Do środka baru dostać się można po kamiennych szerokich schodach.
Przestronne wnętrze robi wrażenie na przybyszach. W sali restauracyjnej jest ogromny bar. Jak mi powiedziała właścicielka zajazdu – pani Bożena, wykonano go wg jej projektu z dużych kamieni i klinkierowej cegły. Drewnianą szeroką ladę przykrywającą murowaną podstawę baru, na specjalne zamówienie zrealizował znajomy stolarz. Wykonane z desek belki zdobiące sufit zostały też wymyślone przez właścicielkę, podobnie jak pomysłowy kominek z piaskowca i drewna.
Duże stoły, wygodne skórzane krzesła, znakomity wystrój lokalu, w którym widać dbałość o każdy nawet najmniejszy detal, stwarzają ciepły domowy klimat.
Obiad jak u mamy
W restauracji obsługujemy się sami składając zamówienie przy barze. Jednak, gdy liczba gości nie jest zbyt duża posiłek zostanie przyniesiony nam do stolika.
Skosztować tutaj możemy potraw kuchni polskiej, komponując sobie danie wg własnych upodobań kulinarnych. Menu wygląda imponująco – od mięsiw przez ryby po wyroby mączne. Propozycje surówek są szczególnie warte polecenia. Robione są bowiem na miejscu ze świeżych warzyw w cenie 4 zł za porcję. Lista zup też niczego sobie.
Trudno uwierzyć, ale zamówiona przeze mnie pierś kurczaka była świeżym, soczystym, bardzo miękkim i ładnie zrumienionym na lekko brzoskwiniowy kolor, smakowicie pachnącym dużym kawałkiem mięsa. Do tego porcja lekko rozdrobnionych nie rozgotowanych ziemniaków, które słusznie posypano szczyptą ziół zamiast soli. Danie uzupełniały dwie surówki: z marchewki z jabłkiem i buraczków. Sama rozkosz. Ceny przystępne. Ujmująca, sympatyczna i błyskawiczna obsługa.
Sprawny personel kuchni jest wybawieniem dla tych, którzy się śpieszą w dalszą podróż. Ale dla tych, których czas akurat nie goni, jest okazją do delektowania się specjałami „Alicji”.
Bochnia, dworzec kolejowy, naprzeciwko Hotel Millenium Wellness & Spa z restauracją Antyczna.
Na zewnątrz, na bryle hotelowego budynku nie zobaczymy szyldu restauracji ani żadnej jej reklamy. Wiadomo, restauracja obsługuje głównie gości hotelowych - chociaż obiad może w niej zjeść każdy.
Na piętrze
Do Antycznej dostać się można z holu recepcyjnego windą na I piętro. Długi korytarz prowadzi wprost przed wielkie drzwi restauracji. Przekraczając próg wkraczamy do sali o wystroju nawiązującym do kultury starożytnej Grecji i Secesji.
Bogate sztukaterie zdobią sufity i ściany. Na ścianach zawieszono kolorowe malowidła w złotych ramach, na które dyskretne światło rzucają antyczne żyrandole i kinkiety. Luksusu wnętrza dodają marmurowe kolumny i wnęki. Wnętrze wypełniają stylowe meble i posągi.
Wszystko to otacza gości siedzących przy dużych stolikach nakrytych białymi obrusami, spod których wypływają drapowane złote sukna. Na mających ochotę na lampkę wina czy kieliszek koniaku czekają wysokie tapicerowane krzesła przy półokrągłym barze.
Na obiad
W Antycznej serwuje się dania kuchni polskiej, jak i potrawy z różnych stron świata. Można zafundować sobie regionalnego, a zarazem wykwintnego Rogala Bocheńskiego. Szef kuchni przyrządza Rogala na dwa sposoby: z mięsem (wołowina pokrojona w grubą kostkę, podsmażana i duszona w ciemnym sosie) za 22 zł i wegetariański za 20 zł. Ja wybrałam wersję drugą.
Po dość długim okresie oczekiwania (ok. 25 min – co mnie już po podaniu potrawy nie dziwiło) na talerzu jawił się niczym ogromny księżyc, złocisty rogal. Po zdjęciu wierzchniej warstwy chleba we wnętrzu pyszniły się brokuły, marchewki, kalafior, cienko poszatkowane pieczarki podsmażone na cebulce. Aby wydobyć ich smak, kucharz dodał pachnącą lekko kwaśną śmietanę.
Jak się dowiedziałam, w kuchni nie wyrabia się ciasta, lecz specjalnie zamawia się go w bocheńskiej piekarni. Natomiast znakomicie przyrządzone „wnętrze” rogala pozostało tajemnicą szefa kuchni, której – mimo usilnych starań – nie udało mi się zgłębić. Moja degustacja trwała długo, a i tak nie przyczyniła się do rozszyfrowania kulinarnych wyżyn „Antycznej”.
Apetyczne, delikatne warzywa i grzyby w sosie śmietanowym podkreślał świeżutki, ciepły chlebek z chrupiącą skórką.
Całości dopełniały eleganckie nakrycie i uprzejma, dyskretna obsługa.
Pamiętna to wieś, przez którą prowadzi droga nr 70 Warszawa - Żyrardów - Skierniewice. Wszyscy jadący tą trasą mijają posiadłość z odrestaurowanym XX-wiecznym dworkiem.