Poznaj Polskę i
jej sąsiadów z Polą Neis
Podobnie jak w życiu: rok płynie za rokiem, miesiąc za miesiącem, tak w rowerze zasada jest prosta - tylne koło niezmiennie kręci się za przednim. I nieprędko ktoś to zmieni. Kolejny marzec zbliża się wielkimi krokami. Jako, że Pan Zubilewicz znaczącym się przedłużaniem zimy z ekranu nie straszy, to i powoli szykować się już można do rozpoczęcia rowerowego sezonu. Śniegi ponoć zejdą, a i lody spłynąć zdążą. A nawet jeśli nie, to co z tego!?! My znów dorzucimy do pieca!
Rowerzyści w kilku europejskich krajach, m.in. w Polsce, mogą znaleźć w mapach Google & apos; a wskazówki dojazdu do wybranego miejsca nie tylko samochodem, ale też rowerem. …
Cały tekst:http://wyborcza.pl/1,76842,14019555,Google_na_pomoc_polskim_rowerzystom__Na_mapach_w_koncu.html#ixzz2VySzcdI7
Fani dwóch kółek mogą spróbować swoich sił w organizowanych wiosną rajdach rowerowych.
W Łódzkim najbliższymi są:
- w Łowiczu 23 marca rajd pieszy i rowerowy – Rajd na Powitanie Wiosny
- w Rawie Mazowieckiej 24 marca pierwszy z czterech etapów terenowych wycieczek rowerowych - I Rawski Rowerowy Rajd MTB Wiosna
Wiosną w kalendarzu cyklisty zaczynają pojawiać się terminy wycieczek i rajdów rowerowych. Organizatorzy prześcigają się w pomysłach i atrakcjach towarzyszących imprezom. My sami, planując krótki wyjazd za miasto czy na urlop zabieramy ze sobą rower. Bowiem zwiedzanie świata na siodełku, kontakt z przyrodą, przestrzenią, pozostawiają niezapomniane wrażenia.
Rowerem modnie i zdrowo, ale czy bezpiecznie?
Ostatnimi czasy coraz częściej namawiani jesteśmy, aby przesiąść się na rowery, bo to zdrowiej.
Czy słusznie? I nie mam tu na myśli zdrowia, bo pedałowanie jest dla niego korzystne.
Myślę o bezpieczeństwie. Są już miejsca, gdzie rowerzyści nie są narażeni na stres, na przeciskanie się między autami, uprawianie slalomów między barierkami, gdzie nie ryzykują roztrzaskaniem głowy o latarnię. Bezpiecznych ścieżek rowerowych jest wciąż jednak za mało. Nie wszędzie zresztą powstaną, większość rowerzystów porusza się (i będzie) drogami z ruchem samochodowym. Jaka to„przyjemność”, wie każdy rowerzysta.
Jakby tego było mało, w ostatnich latach, w przypływie chyba jakiegoś diabelskiego nawiedzenia, ktoś wymyślił - i co gorsze, doprowadził do realizacji – strome rowy wzdłuż polskich dróg.
Stop rowom śmierci!
Jak napisał Piotr Stachowiak na kochajzycie.pl: …Tendencje we współczesnym światowym drogownictwie są takie, aby droga wybaczała jak najwięcej błędów uczestnikom ruchu. Ujmując sprawę inaczej, konstrukcja jezdni oraz wszystkiego co znajduje się wokół niej, powinna dawać jak największy margines bezpieczeństwa. Efektem tego powinna być gwarancja, iż jak najmniejszy procent błędów popełnianych na drodze będzie się wiązał z nieodwracalnym wyrokiem śmierci, kalectwa, bądź utraty zdrowia.
Światowe tendencje to jednak jedno, a polska praktyka - drugie. Wygląda na to, że w nasz lokalny krajobraz na stałe już wpisały się, ciągnące się wzdłuż tras, przydrożne rowy. I nie piszę tu o kilkudziesięciocentymetrowych wyżłobieniach przy wiejskich dróżkach, tylko o potężnych, często dodatkowo zbrojonych rowach, których głębokość oscyluje wokół dwóch metrów. Co ciekawe, tego typu konstrukcji ze świecą szukać wśród choćby innych państw członkowskich Unii Europejskiej, ot taka nasza "prywatna" anomalia. …
Minimalne szanse
Jakie nadzieje na wyjście cało ze spotkania z takim rowem mają cykliści? A często jest to ich jedyna droga ucieczki np. przed piratem drogowym?
Poza tym nie jesteśmy narodem tolerancyjnym, uprzejmym, szanującym praw innych użytkowników drogi. Nagminnie łamiemy przepisy drogowe. Nie stosujemy należytych odległości. Ilu kierowców zachowuje przepisową odległość minimum jednego metra przy wyprzedzaniu jednośladu? Najczęściej jest to do 0,5m.
Na domiar złego, do budowniczych dróg dołączyli projektanci tras rowerowych. Malując i wyznaczając szlaki rowerowe, niekiedy prowadzą nas jak barany na rzeź. Trudno, jeśli nie ma innego wyjścia, gdy trasa przebiega tak, że trzeba jakiś odcinek popedałować drogą w towarzystwie pędzących z hukiem aut. Wtedy z duszą na ramieniu, ile sił w nogach chce się go jak najszybciej pokonać. W takich momentach żałuje się, że plecak nie może zamienić się w balon albo motolotnię. Zupełnie niezrozumiałym jest dlaczego, mając do wyboru alternatywne połączenia bezpiecznymi ścieżkami leśnymi, polnymi, wytycza się je tam, gdzie ich być nie powinno - czyli głównymi drogami.
Rowy są niebezpieczne dla wszystkich użytkowników dróg. Piotr Stachowiak: … Wszyscy wiemy, że droga to wciąż zmieniające się sytuacje, często niebezpieczne. W takich, kryzysowych momentach, o życiu i zdrowiu ich uczestników decyduje cały szereg bardzo ważnych elementów. Od umiejętności kierowcy, po stan techniczny samochodu. Wszystko to jednak nie ma najmniejszego sensu, gdy kierowca nie ma możliwości manewru. Głębokie rowy przydrożne w sposób bardzo drastyczny zawężają wszelkie możliwości ucieczki... W takim przypadku nie ma mowy o ratowaniu się wyjechaniem poza newralgiczny obszar jakim jest jezdnia. Okazuje się, że jesteśmy na niej uwięzieni. Wszelkie próby takiego postępowania skończyć się mogą tragicznie. Auta wpadające przy dużych prędkościach w rowy zwykle nadają się jedynie do kasacji, a osoby będące wewnątrz giną w ułamkach sekund pod poskręcaną blachą. Okazuje się, że nie ma miejsca by schronić się przed niebezpieczeństwem...
Co zaskakuje, nie ma logicznego wytłumaczenia w ich kopaniu. Piotr Stachowiak: O ile bowiem doskonale rozumiem potrzebę odprowadzenia wód opadowych z jezdni, to w żadnym wypadku nie widzę najmniejszego racjonalnego argumentu, który w sposób jasny i klarowny uzmysłowiłby mi, że dwumetrowa głębokość rowu jest niezbędna na terenie, który w swojej historii nigdy nie był nawiedzony przez ulewne deszcze, ma niewielki poziom wód gruntowych oraz znajduje się w odległości kilku kilometrów od najbliższego zbiornika wodnego. …
Rowy powstały w miejscach, gdzie ich nigdy nie było, w dodatku nie odprowadzają żadnej wody, gdyż albo nie ma przepustów, albo usytuowanie terenu jest niekorzystne (płaskie lub falujące, lub brak jest po prostu odpływu docelowego).
Dlaczego chcą mnie zabić?
Jako użytkownik publicznej polskiej drogi mam strach w oczach, gdy muszę wybrać się w trasę. Już nie mówię o przeciwnikach kierowcach, którzy czują się za kółkiem jak rajdowcy czy kamikadze, ale o tym, że drogowcy nie dali mi żadnej szansy wyjścia z sytuacji realnego zagrożenia mojego zdrowia, a nawet życia. Wykopali rowy, które, jeśli uda mi się uniknąć zderzenia z drogowym wariatem, to i tak mnie zabiją, gdy jedyną moją szansą będzie ucieczka na pobocze. Rowy, które pozostawili same sobie, nie dbają o nie, nie czyszczą ich - są doskonałym śmietnikiem. Niekoszone są zdradliwą pułapką, gdy wzdłuż drogi widać pobocze z „tylko” wysokim na 30-50 cm pasem zielska.
Wiem, o czym piszę. Tylko zachowaniu zimnej krwi udało mi się wyjść cało z sytuacji, kiedy jadąc rowerem (trasą rowerową, której 10-km odcinek niestety prowadził drogą dla pojazdów mechanicznych), w chwili wyprzedzania mnie przez pędzącą z nadmierną szybkością ciężarówką zmierzającą wprost na czołówkę z jadącym z naprzeciwka samochodem, musiałam salwować się ucieczką do takiego właśnie zarośniętego chaszczami głębokiego przydrożnego rowu. Szczęście w nieszczęściu, że znałam teren i jechałam niezbyt szybko, co umożliwiło mi zeskoczenie z roweru i skok do rowu. Skończyło się tylko na kilku zadrapaniach i poparzeniu pokrzywami.
Codziennie, czy to za kółkiem samochodu, czy na rowerze, zadaję sobie pytania: dlaczego muszę płacić codziennym stresem za czyjąś (nieuzasadnianą niczym w praktyce) bezmyślność w kopaniu przydrożnych rowów? Dlaczego mam płacić za czyjąś nieodpowiedzialność, niegospodarność i bezkarność? Za czyjś brak szacunku do ludzi i ich bezpieczeństwa, ich zdrowia?
Bo jakoś to będzie? Bo mądry Polak po szkodzie?