23 i 24 kwietnia już po raz 10 będzie okazja do skorzystania z oferty kulturalnej, gastronomicznej oraz rekreacyjnej w przystępnej cenie.
Jakie przyjemne południe! Słonecznie, trochę mroźno. Z efektownego placu przed pleszewskim Magistratem dostrzegam skromny napis cafe na witrynach lokalu.
Lubię chodzić do kawiarni na dobrą kawę i niekiedy deser. Tym bardziej w miejscach, w których jestem po raz pierwszy. Tutejszy lokal wydał mi się więc odpowiedni na małą czarną.
Praktycznie nie sposób jej nie dostrzec przy drodze nr 60: Kutno – Płock. Drewniana chata wkomponowana w gęsty sosnowy las z barwnymi rabatami i elementami nowoczesnej infrastruktury: brukowanym parkingiem i alejkami, placem zabaw dla dzieci. No i ten niesamowity czerwony napis na froncie budynku: babskie jadło.
Restauracja mieści się w oszklonej rotundzie graniczącej ze stacją paliw BP przy trasie nr 8 Warszawa – Wrocław.
Wnętrze lokalu jest nowoczesne, urządzone prosto i wygodnie. Jest tutaj lada barowa, którą od reszty pomieszczenia odgradza metalowa barierka, dużo stolików z krzesłami wykonanymi ze skaju.
Ponadto są: stanowisko internetowe, automaty do gry, kącik zabaw dla dzieci, dwie plazmy zawieszone na drewnianych filarach podtrzymujących sufit.
Zajazd położony jest nieopodal Jeżowaprzy trasie nr 72 Łódź - Rawa Mazowiecka, w małej miejscowości Strzelna.
Karczma już z drogi robi wrażenie. Obszerna zagroda z drewniano-kamiennymi budowlami idealnie komponują się z krajobrazem: pól i zarysowującego się w oddali lasu.
Lokal położony w pobliżu Starego Rynku, niedaleko parku Błonie nad rzeką Bzurą.
Z przeszłości
Budynek, w którym mieści się restauracja, jak można przeczytać w ulotce reklamowej Starej Łaźni: „powstał w 1902 r. z funduszy ówczesnego Magistratu, kosztem 16.307 rubli. Na początku działalności prymitywnie wyposażone i urządzone kąpielisko nie przyniosło dzierżawcy, a później magistratowi spodziewanych korzyści i zamknięto go. Dopiero w 1909 r., po oddaniu w użytkowanie Towarzystwu Higienicznemu i doinwestowaniu w prysznice, pokoje z wannami i pokój parowy, obiekt został ponownie otwarty 13.10.1912 r. … Łaźnia funkcjonowała również w czasie I wojny światowej. … Po wojnie w 1922 r. łaźnia ponownie stała się własnością Magistratu, a podczas II wojny światowej podlegała pod Zarząd Miejski kierowany przez okupanta. Po wojnie budynek przeszedł na własność Skarbu Państwa. Do lat 70. , z różnymi przerwami, pełnił on pierwotną funkcję łaźni miejskiej, a pod koniec lat 80. wydzierżawiono go produkcyjnym spółkom polonijnym … Po zakończeniu działalności spółek budynek, przez pewien czas, stał opustoszały … Na początku 2010 r. budynek łaźni przeszedł na własność Kariny i Krzysztofa Malinowskich. Po gruntownym remoncie i renowacji tego zabytkowego budynku, zachowując jego historyczne znaczenie dla miasta i okolic, w dniu 17.06.2010 r. została w nim otwarta restauracja pod nazwą Stara Łaźnia”.
Dotrzemy do niej szybko samochodem. Bo przecież głównie jeździmy i głodniejemy. A wiadomo: jak Polak głodny to zły. I nieszczęście gotowe.
Odpoczynek nad wodą i dobre jedzenie to mieszanka doskonała. Zalew Tatar w Rawie Mazowieckiej i położona nieopodal restauracja Klimaty, stworzyły świetny duet dla zdrowia i ciała.
Najgorsza restauracja w jakiej byłam
Zajazd jest ładnie położony przy rozwidleniu starych dróg: Skierniewice – Nieborów – Łowicz, obok stacji paliw.
Przed budynkiem o elewacji imitującej nietypowy w tym regionie mur pruski jest parking, letni taras, na tyłach zadaszona duża wiata, ogród ze stawem, wodospadem i kamiennymi ścieżkami.
Restauracja dla turystów mieści się na niskim parterze w odremontowanym budynku pamiętającego jeszcze czasy dawnego właściciela obiektu z lat 80. ubiegłego wieku.
Restauracja w kompleksie Spa Termy Medical mieści się w dwóch podłużnych salach - większej i mniejszej z kominkiem. Przez okna lokalu widać hotelowy dziedziniec. Wystrój wnętrza jest w tonacji ciemnej zieleni, złota, brązu i beli. Stoły nakryte są elegancko, z wachlarzami nieskazitelnie białych serwet. Sufit jest podzielony na sektory z oryginalnymi pastelowymi malowidłami.
Pomysł na obiad
Po treningu pływackim i igraszkach wodnych w aquaparku, miałam chęć na smakowity zastrzyk energii. Dobrym wyjściem wydały mi się warzywa grillowane z serem feta i sosem ziołowym. W menu, zaszeregowane w kategorii: przekąski i sałaty. Potrawa wręcz wymarzona – nawet dla mięsożerców, do których też od czasu do czasu należę. Tego dnia jednak na mięso nie miałam ochoty. Pyszne, lekko twarde warzywa, delikatny ser i smakowity sos ziołowy wydały mi się mieszanką, która uzupełni braki minerałów, witamin i białka spowodowane sporą dawką aktywności fizycznej. Na dodatek, oczami wyobraźni widziałam ogromny talerz z piętrzącą się górą tych wonnych wspaniałości.
Czekając na apetyczny finał dnia, pokusiłam się na aromatyczną kawę z mlekiem. W towarzystwie czarnego napoju, oddałam się dalszej lekturze karty dań. W wybranej przeze mnie kategorii przekąsek i sałat, figurowały jeszcze: pierożki z pieczoną kaczką i karmelizowanym koprem włoskim z anyżem; Carpaccio z polędwicy wołowej z kaparami, parmezanem i emulsją bazyliową; krewetki smażone w słodkim sosie chili podane z rukolą i pomidorkami koktajlowymi; tatar z polędwicy wołowej z marynatami oraz przekładaniec z polędwiczki i grillowanego ananasa podany ze słodko-pikantną papryką. Smakołyki rodem z kuchni śródziemnomorskiej, przeplatane kuchniami fusion i polską.
Czas na próbę
Po kilkunastu minutach wylądował przede mną ogromny talerz z oczekiwanym przysmakiem. Grillowany warzywny torcik liczył sprawiedliwie po 4 plasterki pomidora, cukinii i 4 ćwiartki czerwonej papryki. Po macoszemu został potraktowany za to ser, bo był w liczbie 3 kawałków. Warzywa świeże, ładnie i z wyczuciem grillowane, papryka o lekko podwędzanym smaku z łatwo zdejmującą się z niej skórką. Potrawie wspaniałego aromatu nadawał sos ziołowy z lekkim czosnkowym akcentem. Klasykę dania przełamywała szczypta kiełków dekorująca wierzch warzyw.
Rozpływające się w ustach warzywa nie zaspokoiły jednak mojego apetytu.
Zapomniałam o jednym: w hotelowych restauracjach (choć są wyjątki), tego typu potrawy traktuje się elitarnie. Danie z kategorii przekąsek ma kusić i zachęcić do dalszej biesiady, a nie zaspokoić głód.
Niezbyt duża, z przyjemnym jasnym wnętrzem knajpka mieści się na tyłach narożnego budynku przy alejce prowadzącej wzdłuż jednego z dwóch jezior miasta: Domowe Małe.
Sala (na ok. 50 klientów, a w sezonie letnim wraz z tarasem na 120) usytuowana w przepięknej scenerii mazurskiego jeziora jest absolutnym hitem.
Z tarasu i przez panoramiczne okna Mazuriany można podziwiać kolorową panoramę Szczytna rozpościerającego się nad brzegiem wody.
A jeżeli – choć to mało prawdopodobne – znudzi się nam krajobraz zza okna, zawsze można „przespacerować się” wzrokiem po ścianach restauracji. Nastrojowe lampy dyskretnie oświetlają zawieszone zdjęcia i grafiki Szczytna i jego okolic z dawnych lat. Atrakcyjne widoki przenoszą nas w klimat dawnej epoki, dają odczuć nostalgię i tęsknotę za mijającym czasem.
Wędrówkę można skończyć przy samym sercu restauracji – kominku, zagłębiając się w miękkim czerwonym fotelu.
Kolej na menu
Karta dań jest niezwykle zróżnicowana – od tradycyjnych potraw kuchni polskiej do ciekawostek z różnych zakątków świata. Znajdziemy w niej propozycje przystawek zimnych i ciepłych, zup (3 pozycje: soliankę, żur wiejski i co zawsze jest zagadką dla klienta - zupę dnia). Mięsa rozpisano na 14 pozycji, pod ostatnią znalazła się potrawa regionalna: kartoflak mazurski z grzybami leśnymi. Przysmak w tym akurat miejscu nie zwrócił mojej uwagi – szkoda. Dalej, w sąsiedztwie, znalazły się potrawy mączne z dyżurnymi pierogami i naleśnikami wraz ze sporą listą ryb: sandacz, łosoś, pstrąg, okoń, dorsz przyrządzanych na różne ciekawe, można powiedzieć, nowatorskie sposoby - np. łosoś duszony w winie z marynowanymi warzywami. Lista deserów niezbyt długa, ale każdy łasuch może wybrać coś dla siebie. Ja pozostałam wierna (na koniec dnia) sałatce. Wybrałam tę z wędzonym pstrągiem, warzywami i tostem.
Kolorowe danie, co ważne dla mnie, urozmaicone smakowo za sprawą różnych sałat (lodowej i rucoli), dodanych cząstek pomidorów i pomarańczy z lekkim ziołowym sosem i dla podkreślenia charakteru rybnego potrawy – kilkoma kawałkami wędzonej ryby, zjadłam z apetytem.
A po obiedzie? Niespieszna degustacja mocnej czarnej kawy z wyborną mleczną pianką.
Warto także podkreślić, że restauracja jest przyjazna dzieciom. Świadczą o tym nie tylko ustawione ślizgawki w ogródku, ale całkiem pyszne menu, z którego pociechy zasmakować mogą w mięsie, rybie, daniu mącznym, ciastku.
I jeszcze ostatnia, choć bardzo ważna sprawa! Świetna obsługa. Panie ubrane w skromne, lecz gustowne stroje zawsze uśmiechnięte, miłe i sympatyczne.
Styl zajazdu nawiązuje do XVIII-wiecznych karczm, przeważnie drewnianych, które stawiano przy głównych traktach, często na rozstajach dróg. Gospoda usytuowana jest w takim właśnie miejscu. Dotrzeć łatwo - szyldy doprowadzą z trasy Nieborów - Łowicz, Skierniewice. Trafiają do niej przejeżdżający tędy kierowcy, jak i turyści zwiedzający pałac Radziwiłłów i Arkadię.
Swojsko, kolorowo, ludowo
Co w oberży zawsze mnie przyciągało, to – dość wyjątkowy w restauracjach – wystrój wnętrz przypominający szafę z odzieżą. Odzieżą nie byle jaką, bo z ludowymi strojami łowickich gospodyń: strojnie, kolorowo haftowanymi serdakami, fartuchami, bluzkami, chustkami na głowę, plisowanymi ciężkimi sukniami w kolorowe pasy. Rzeczy wiszą wszędzie: na ścianach, na poręczach schodów, na manekinach, chusty przerzucone są nawet przez drewniane belki pod sufitem.
Ludowy charakter wnętrz podkreślają proste drewniane meble: stoły, komody, komódki, kredensiki, które przykrywają koronkowe serwety, serwetki, obrusy. Na zawieszonych na ścianach półkach, w kredensach, na parapetach okien aż kipi od charakterystycznie malowanych ceramicznych dzbanów, dzbanuszków, kubków – wypełnionych bukietami suszonych kwiatów, talerzy, pater. Oświetlenie izb dają stylowe naftowe lampy.
Oczy biesiadników przykuwają też rzeźby i oryginalne stare wiejskie narzędzia. Dbałość o najmniejszy szczegół wyposażenia, finezja, polot i wytrwałość w gromadzeniu i eksponowaniu rękodzieła ludowego jest w oberży imponująca.
W lato można zjeść i odpocząć przed dalszą podróżą w ogródku pod gołym niebem lub zasiąść pod dachem wiaty.
Na księżacką (łowicką) modłę
Kuchnia restauracji czerpie głównie z przepisów staropolskich. Jest żur z białą kiełbasą, rosół domowy, kartacze, kluski łowickie z mięsem i soczewicą podawane z surówką z ogórka kiszonego, placek po łowicku, a z dań mięsnych m.in. pieczeń ze schabu z sosem grzybowym lub kurkowym z ziemniakami gotowanymi i buraczkami zasmażanymi, żeberka duszone w sosie własnym ziemniakami opiekanymi i z surówką. Menu zachęcające dla tych, którzy chcą prawdziwie tłusto zjeść. Ceny przystępne, w granicach 13-35 zł za porcję.
W karcie znaleźć można kilka propozycji ryb: stek z łososia, pstrąg pieczony i dwie z filetami z dorsza.
Przyjemność z jedzenia
Oberżę znam niemalże od początku, tj. od kiedy ruszyła w wyremontowanej w 2006 roku starej leśniczówce. Obecnie działa w niej hotel i urządza się imprezy zamknięte. Restauracja przeniosła się do powstałej kilka lat temu nowej góralskiej chaty.
Była moim miejscem obowiązkowym, ilekroć trasa rowerowa wiodła do Nieborowa. Zdobyła moje uznanie i serce. Bo, mimo iż co staropolskie nie zaprzątało mojej uwagi, to zawsze znalazłam w jadłospisie coś lżejszego dla siebie, głównie ryby. Danie na talerzu wprost się nie mieściło, wspaniale pachniało, syciło jeszcze przed zjedzeniem. Wszystko świeżutkie, widać, że robione, przyrządzane z największym pietyzmem. Nic gotowego, nic z drugiej ręki. Swojski smalczyk z pajdą chleba przed obiadem był hitem. A kompot bił na głowę nawet najlepsze soki. Tak było do roku zeszłego.
Już nie wróci?
Rok temu zaufałam pamięci i po dłuższej nieobecności w oberży, postanowiłam ją odwiedzić.
Mój organizm domagał się sporej dawki białka i zdrowych kwasów tłuszczowych omega, więc niewiele myśląc zamówiłam produkt zawierający ich sporą ilość: grillowanego łososia.
Gdy rybę zobaczyłam na podanym mi talerzu, jeszcze niczego niedobrego nie podejrzewałam. Kawałek miał szarawy kolor, a przypalone linie z grillowego rusztu głęboko wcinały się w mięso. Z lekkim niedowierzaniem zaczęłam konsumpcję. I niestety, doznania smakowe szły w parze z doznaniami wzrokowymi. Mięso było suche, twarde i z wierzchu zwęglone. Po kilku kęsach potrawę odstawiłam. Pomyślałam: każdemu może się zdarzyć wpadka, zły dzień. Wybaczyłam.
Z lekkim niepokojem eksperyment powtórzyłam kilka dni temu: zamiast łososia (już bałam się ryzyka) zamówiłam filet z dorsza z ziemniakami opiekanymi i warzywami gotowanymi oraz surówkę z marchewki. Widok ciemnej panierki na rybie nie wzbudził mojego zachwytu. Będąc jednak dobrej myśli wbiłam widelec w rybę. Wynik był niezadowalający: panierka była grubości potężnego milimetra (nawet z okładem). Mięsa niewiele, ale miękkie. Panierkę zdjęłam, bo nie miałam ochoty na sporą porcję przypieczonej mieszanki z bułki tartej, mąki i jajka. Miałam chęć na rybę! Nie skomentuję ziemniaków (żałowałam, że nie zamówiłam gotowanych), a warzywa – no cóż – chyba z mrożonek? Z apetytem zjadłam za to surówkę z marchewki. Dużo (tak jak lubię) tego warzywa, cienko startego, o doskonałym lekko słodko – kwaśnym smaku. No cóż, do Oberży pod Złotym Prosiakiem będę przyjeżdżać na… surówki.
* W oberży byłam na początku marca 2013 roku
Moja ocena liście rankingowej restauracji w Polsce z ostatniej wizyty (marzec 2017r.) to: 3,5.
Recenzja z tej wizyty: Oberża pod Złotym Prosiakiem w Nieborowie (Łódzkie) - już chyba na stałe gorzej
Cała turystyczna Polska w jednym miejscu!
Dziennik turystyczno-kulinarny
Poznaj Polskę i jej sąsiadów z Polą Neis
E-mail: polaneis@polaneis.pl
WWW: polaneis.pl
Sygn. akt I Ns Rej. Pr. 17/16 SO w Łodzi
Redakcja:
ul. Mazowiecka 54
96-330 Budy Zaklasztorne
Tel.: 514220640
Fax: 46 8310290
Wydawca:
ul. Łagiewnicka 54/56, lok. 20/A/324
91-463 Łódź